Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą. - Jan Twardowski
Świeca
Może rozjaśnić noc
Może rozjaśnić noc
Uśmiech
Może zbudować całe cesarstwo
Może zbudować całe cesarstwo
I jesteś ty
I jestem ja
I nikt w to nie wierzy
Ale miłość robi szach-mat
Ale miłość robi szach-mat
I jeśli mnie zignorujesz
Będę znowu walczyć.
Będę znowu walczyć.
To historia miłosna
Historia miłosna
Historia miłosna
Krzyk szczęścia
Jakieś łzy popłynęły
Żyje się w tej historii miłosnej,
Historii miłosnej
Historii miłosnej...(fragm. Indila - Love Story)
Zasnęła.
Położyła ją delikatnie w swoim łóżeczku. Brązowego misia ułożyła obok dziewczynki, która natychmiast wtuliła się w przytulankę.
Mina delikatnie odgarnęła kosmyki włosów z twarzy swojej córeczki i jeszcze przez chwilę patrzyła, jak słodko śpi...
Dziewięć miesięcy nosiła ją w sobie, pięć godzin rodziła, pół roku nie spała po nocach, a ona okazuje się być podobna do ojca!
Była niemal identyczna, jak on. Te same krwistoczerwone włosy, te same orzechowe oczy, te same policzki, usta nos...
Szatynka niemal żałowała, że nigdy się nie poznają... Niemal.
Sasori nie musi wiedzieć o istnieniu Hany.
Tak było lepiej.
Dla nich obojga...
Dla nich obojga...
Jednak Mina tęskniła za nim... Za jego spojrzeniem, za uśmiechem, od którego kolana się pod nią uginały...
Westchnęła ciężko...
Pocałowała Hanę w czoło i cicho wyszła z jej pokoju.
Zeszła na parter i weszła do salonu.
Dzisiaj były czwarte urodziny Hany i Deidary.
Rodzice
maluchów zgodnie stwierdzili, że lepiej będzie, jeśli połączą te
urodziny w jedno. Po co robić dwa takie same przyjęcia w dwóch różnych
terminach, na które przyjdą te same osoby? W takim wypadku, blondyn
swoje urodziny obchodził kilka dni później, a Hana kilka dni wcześniej.
Czerwonowłosa od rana latała podekscytowana po domu pytając, kiedy Dei przyjdzie. Kimie mówiła, że blondyn również ciągle pytał, kiedy idą do Hany. To było takie słodkie...
Mina
uśmiechnęła się do siebie zbierając podarte kawałki papieru ozdobnego.
Dzieciaki miały więcej zabawy z opakowań niż z samych prezentów.
Kimie
zaoferowała się pomóc w sprzątaniu, ale Mina grzecznie odmówiła. Mimo,
że uważała matkę Deidary za przyjaciółkę, to nie lubiła, gdy ktoś kręcił
się po jej domu.
To było irytujące.
Wolała pracować dłużej, ale samodzielnie.
Czcigodna Chiyo z Sunagakure nauczyła ją, że lepiej robić wszystko samemu...
Gdy już wszystko było jakoś ogarnięte opadła zmęczona na kanapę.
To
był wesoły, ale ciężki dzień... Musiała załatwić dwa torty, po jednym
dla każdego jubilata, bo chociaż Hana i Deidara bardzo się lubili, to
woleli mieć wszystko swoje.
W sumie to trzy torty, ponieważ jeden miał bliski kontakt z podłogą, gdy Mina potknęła się o jedną z zabawek córki...
Odetchnęła głęboko. Mimo, że to był męczący dzień, to już się kończył.
Zamknęła oczy pozwalając swojemu umyśle popłynąć gdzieś daleko...
Nie wiedzieć dlaczego, wybrał sobie podróż po wspomnieniach...
Gdy biegła przez ciemny las uciekając z wioski...
Teraz to wydawało się jej głupie i nieodpowiedzialne, ale... zrobiłaby to jeszcze raz. Niczego nie żałowała.
Banicji w klanie Hasuno?
Poznania Sasoriego?
Gdyby nie uciekła, Hana nigdy by się nie narodziła...
*
Biegła.
Długa grzywka wpadała w oczy... W jej, duże załzawione oczy...
Ledwo
powstrzymywała się od krzyku, który dusił ją od wewnątrz. Łzy
ograniczyły dobrą widoczność, dlatego gałęzie kaleczyły jej ciało małymi
ranami, z których płynęła ciepła krew. Jednak nie zwolniła. Biegła
jeszcze szybciej.
Byle dalej od Iwagakure.
Byle dalej od klanu Hasuno.
Byle dalej od matki...
Nienawidziła jej.
Mocne
słowa, ale naprawdę Mina nie potrafiła z nią żyć w zgodzie. Zawsze się
kłóciły. Kazuko Hasuno chciała kontrolować życie córki w najmniejszym
calu. Mówiła... Nie, rozkazywała jej z kim ma się przyjaźnić, w co
ubierać, co jeść...
Jednak ostatnia sytuacja załamała Minę.
No, bo jakim prawem Kazuko kazała wziąć jej ślub z jakimś facetem, którego nigdy na oczy nie widziała?
To było "lekkie" przegięcie.
Dziewczyna nie zamierzała już należeć do tej rodziny. Nie chciała mieć z nimi żadnych kontaktów. Chciała zniknąć...
Dlatego uciekła.
Nie
wiedziała gdzie. Po prostu biegła tam, gdzie ją nogi zaprowadziły.
Wszystko jedno w jakie miejsce trafi. Wszędzie było lepiej niż w domu.
Zatrzymała się na chwilę, żeby złapać oddech. Oparła się o drzewo, ale po chwili usiadła na trawie.
W czasie biegu trochę się uspokoiła, ale teraz świeże wspomnienia powróciły.
Rozpłakała się.
I płakała jeszcze długo...
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Następnego
dnia obudziły ją ciepłe promienie wschodzącego słońca. Przetarła
leniwie oczy i dopiero teraz dotarło do niej, co tak naprawdę zrobiła.
Uciekła z domu. Skazała się na banicję w klanie Hasuno. Opuściła
wszystko, co znała...
Zamiast strachu poczuła się wolna.
Teraz
nie obowiązywały jej żadne prawa i zasady, których uczyła się całe
życie... To było cudowne uczucie. Móc wszystko, nie być do niczego
zmuszanym...
Po raz pierwszy w życiu Mina poczuła się szczęśliwa. Cieszyła się, że opuściła rodzinę...
Jednak
gdzieś głęboko w niej czuła coś zupełnie innego..., ale nie przejmowała
się tym. Stwierdziła, że to przejściowe. W końcu odrzuciła to, czego
uczono ją całe życie. To musiało zostawić po sobie ślad.
Po kilku minutach wstała zastanawiając się, co zrobić z tak rozpoczętym dniem, ale w tym momencie jej żołądek dał o sobie znać.Po
około godzinie znalazła jakiś przydrożny bar. Zamówiła porcję dango i
zieloną herbatę. Czekając na posiłek zastanawiała się, co teraz ma
zrobić. Do Iwagakure nie wróci, to na pewno...
Poczucie wolności było, jak spełnienie marzeń. Teraz mogła wszystko..., ale nie wiedziała czego chce.
Nie jeden raz już myślała nad tym, coby było gdyby uciekła.
Czy klan by ją szukał? Nie. Pewnie, że nie.
To było proste, po co mieliby ją szukać? W końcu pozbyliby się problemu, którym była. Może miała Gogyō, ale co z tego? Może wywodziła się z głównej gałęzi klanu..., ale to jakoś nie miało znaczenia.
Matka jej po prostu nienawidziła... Pewnie cieszyła się, że Mina zniknęła... Na pewno...
Dziewczyna westchnęła.
To dobrze, że klan jej nie szukał. Nie chciała tam wracać...
Po chwili przestała już nad tym myśleć. Potrzebowała planu.
Gdzie mogłaby pójść...
Zawsze chciała zobaczyć Sunagakure w Kraju Wiatru...
Nie miała lepszego pomysłu, więc postanowiła, że uda się tam. A co potem?
Potem postanowiła improwizować.
Żeby dostać się do Sunagakure potrzebowała dokumentów...
Wyciągnęła
z plecaka potrzebny papierek i przez chwilę patrzyła na niego. Nie była
pewna czy na tych papierach ją wpuszczą do wioski...
Pochodziła z Iwagakure.
Niedawno skończyła się II Wielka Wojna Shinobi, na pewno jej nie wpuszczą z obywatelstwem z Kraju Ziemi.
Gdy
ciągle gapiła się bezmyślnie na swoje papiery kelnerka przyniosła jej
zamówienie. Jedząc dango wpadła na pomysł sfałszowania dokumentów, ale
jak ją złapią to w najlepszym razie resztę życia skończy w więzieniu. Za
duże ryzyko.
Mogłaby zrezygnować z wizyty w Sunagakure, ale co z tego?
Wszędzie potrzebne były dokumenty i wszędzie jej nie wpuszczą z tym obywatelstwem.
Westchnęła...
Po chwili namysłu postanowiła.
Sfałszuje te dokumenty. A jeśli ją złapią, to co? Wszędzie lepiej niż w domu, nawet w więzieniu.
Po
posiłku ciągle siedziała w tym samym barze. W plecaku szukała acetonu,
który miał być potrzebny do jakiegoś eksperymentu w Akademii Medycznej.
Kiedy pakowała w pośpiechu rzeczy, nie zauważyła tej małej buteleczki... Dzięki Bogu!
Aceton potrafi "wyciągać" atrament z papieru... Bardzo praktyczne, szczególnie w tej sytuacji.
Jednak po tym zostanie ślad, który w dobrym świetle jest widoczny... Dlatego postanowiła, że do wioski przybędzie nocą.
Podróż
do Sunagakure zajmie jej kilka dni, ale przynajmniej miała pieniądze.
Na trochę wystarczy, a potem znajdzie sobie jakąś pracę...
Spojrzała na kelnerkę, która obsługiwała jakąś parę w kącie pomieszczenia.
Przecież roznoszenie jedzenia w barze nie może być takie trudne...!
Była noc.
Do Sunagakure
dostała się stosunkowo łatwo. Strażnicy przy wejściu do wioski
sprawdzili jej papiery, ale nie zauważyli nic podejrzanego. Zapytali
tylko, co stało się w jej prawą rękę, że ma ją zabandażowaną.
Nie
mogła jej pokazywać. Przecież ma tam tatuaż cechujący Hasuno. Gdyby go
zobaczyli od razu zorientowaliby się kim i skąd jest...
Powiedziała, że poparzyła ją w pożarze kilka lat temu. Kupili to.
Teraz
przemierzała ulice wioski. Uważnie rozglądała się dookoła, ale wszystko
było okryte ciemnością nocy. Jedynym źródłem światła były uliczne lampy
rozstawione co kilka metrów, jednak nie dawały wystarczającej ilości
blasku.
Mina
teraz nie miała, co oglądać. Postanowiła, że znajdzie jakiś tani
hoteliki i tam się przenocuje. Rano pokręci się trochę po okolicy i może
znajdzie jakąś pracę?
Nagle
usłyszała kobiecy krzyk. Pobiegła za głosem sprawdzić co się dzieje. Za
rogiem zebrała się już spora grupka gapiów, którzy nic nie robili tylko
komentowali.
Podeszła do nich i zaczęła się przedzierać przez tłum. Miała instynkt medyka i całą sobą czuła, że coś się dzieje.
Chciała pomóc.
Kiedy
dotarła już na przód grupy jej oczom ukazała się kobieta w
zaawansowanej ciąży. Klęczała rzucając przekleństwa na każdego, kto
tylko starał się pomóc... Nic dziwnego, rodzenie jest dość bolesnym
elementem życia kobiety.
Obok niej również klęczał mężczyzna, zapewne mąż ciężarnej.
- Sprowadzić medyka! Już! - rozkazał, ku zdziwieniu Miny, Trzeci Kazekage.
- Ja jestem medykiem - powiedziała, sama zdziwiona pewnością swojego głosu.
I
medykiem do końca też nie była... Dopiero się uczyła w Akademii
Medycznej Iwagakure, ale nie mogła tak po prostu odmówić pomocy... No, i
o ciąży uczą dopiero na czwartym roku, a Mina była na trzecim.
Jednak wszyscy nauczyciele mówili jej, że jest zdolna.
I była skoro uczyła się dniami i nocami.
- Trzeba zabrać ją do szpitala - powiedział przejęty mężczyzna.
- Nie zdążymy - mruknęła sprawdzając stan ciężarnej.
- Co?
- Gdzie pan mieszka? - zapytała twardym głosem i miała nadzieję, że niedaleko.
- Tam... - wskazał machnięciem ręki na pobliski budynek.
Mina
widziała, że był przerażony. Jego żona zaraz zacznie rodzić i to bardzo
możliwe, że na ulicy, jeżeli się nie ruszą i przeniosą kobiety do domu.
Czy chce, czy nie, bo takich rzeczy raczej nie da się przesunąć na inny
termin.
- Trzeba ją przenieść do domu - rozkazała.
Kiedy
kilku mężczyzn podeszło do pomocy przy "transporcie", Mina przeklinała
się w duchu, że podjęła się tego. Była jedynie studentką, dopiero się
uczyła, a już miała odbierać poród? Prawdą jest, że czytała kilka
książek o tym, ale praktyka i teoria to dwie różne rzeczy! Nie miała
zielonego pojęcia, co robić! Mogła co najwyżej asystować przy porodzie,
ale nie go odbierać.
Uderzyła się w policzek, zabraniając sobie panikować.
Da radę.
Gdy
już byli w domu Kazekage, kazała położyć kobietę na stole, ponieważ
nigdzie indziej nie widziała dogodnego miejsca do przyjmowania porodu...
*
Nagle otworzyła oczy.
Nie
zauważyła kiedy zasnęła. Wstała i rozprostowała kości, które
niebezpiecznie strzyknęły. Zawsze się tak działo. Mina nie wiedziała
dlaczego... Może jakiś defekt genetyczny?
Jeszcze
raz rozejrzała się po salonie. Wyglądał znośnie, może nie był sterylnie
czysty, ale to nie szpital. Tu wychowuje się dziecko! Marna wymówka na
jej lenistwo, ale przynajmniej uciszyła wyrzuty sumienia.
Mina nienawidziła sprzątać.
Leniwym krokiem ruszyła na piętro. Jeszcze raz zajrzała do pokoju córki, żeby sprawdzić czy wszystko było dobrze.
Mała
Hana leżała rozwalona na łóżku, a jej miś na podłodze. Jedna ręka luźno
zwisała z jej "legowiska", a nogi były splątane kołdrą. Czerwone włosy
leżały luźno na poduszce...
Rano
Mina znowu będzie musiała je przez pół godziny czesać... Zawsze się
zastanawiała, jak ona śpi, że te kłaki później takie splątane są. Kiedyś
dla ułatwienie, próbowała je związać w warkocz, ale mała zawsze je
rozpuszczała, bo to tłamsi jej osobowość...
Za dużo telewizji... Za dużo.
Mina
przez chwilę wahała się czy wejść w głąb pokoju i poprawić
czerwonowłosą, ale jak się obudzi, to już nie zaśnie..., a rano będzie
nie do zniesienia.
Ciężko jest być odpowiedzialną matką.
Wyszła z jej pokoju i udała się do swojej sypialni.
Rzuciła
się na swoje niepościelone łóżko, nie przejmując się czymś tak mało
istotnym, jak ściągnięcie butów czy przebranie się w piżamę...
Jaki ona daje przykład?
Jednak nie przejmowała się tym. Gdyby Hana wyrosła na taką osobę jak ona, byłaby dumna, że odwaliła kawał dobrej roboty.
Szkoda, że jej matka tak nie uważała..., ale teraz miała głęboko gdzieś jej zdanie.
Ona
i jej córka nosiły nazwisko Hasuno, ale od jej ucieczki już nie
należały do klanu... Wtedy nawet Hany na świecie nie było, ale miała już
postawiony na sobie krzyżyk.
- ..., rozumie pani. Czy pani mnie w ogóle słucha?! - krzyknęła jakaś przewrażliwiona szatynka.
- Ależ oczywiście - powiedziała pewnie i może kobieta kupiłaby to, gdyby Mina nie ziewnęła.
- To jawny brak szacunku! Złożę na panią skargę! - wrzasnęła donośnym głosem, a jej syn zgrabił się jeszcze bardziej.
Biedne dziecko... Mruknęła w myślach patrząc na przerażonego zachowaniem matki chłopca.
- Słyszy mnie pani?!
- Oczywiście, tak samo jak pół wioski - powiedziała z uprzejmym uśmiechem i kątem oka zerknęła na zegar wiszący na ścianie.
Jeszcze pięć minut i skończy zmianę. Jeszcze pięć minut i wróci do domu. Jeszcze pięć minut...
Boże... Ale to się wlecze... Westchnęła w duchu znudzona, a ta baba ciągle się na nią wydzierała.
- Już? Skończyła pani? - spytała spokojnie, gdy kobieta wzięła głębszy oddech.
Wyglądała jak dorodny pomidor...
W sumie, to zjadłaby coś przed powrotem do domu.
Może onigiri?
Albo dango?
O tak! Dawno już to jadła, więc... W tej nowej knajpce na rogu podobno są niezłe.
-
Dobra! - krzyknęła w końcu mając dość już tej kobiety. Wstała z miejsca
i oparła ręce o blat biurka. - Proszę natychmiast wyjść - warknęła
przez zaciśnięte zęby ledwo hamując się od poczęstowania tej baby prawym
sierpowym.
- Złożę na panią skargę! - powtórzyła groźbę na odchodne. Wzięła swojego syna z rękę i szybkim krokiem opuściła gabinet Miny.
- Już się boję! - zawołała za nią i opadła na krzesło.
Mina
kochała pomagać ludziom. Jej marzeniem było zostać lekarzem, żeby
ratować ludzkie życia. Nie chciała być kolejnym shinobim, który walczy
za wioskę. Oczywiście nie uważała nikogo za gorszego z tego powodu.
Podziwiała nawet ludzi, którzy byli wstanie poświęcić życie za kraj. To
niesamowite, jak bardzo można kochać swoją ojczyznę. Jednak Mina wolała
pracować w cieniu. Wolała leczyć rany tym, którzy walczyli. Tym, którzy
robili coś dla dobra ogółu.
To był jej napęd. To dla tej myśli każdego ranka wstawała z łóżka.
Teraz przypomniała sobie groźbę kobiety.
No, to mam przejebane...
*
- Ja?
- Tak, jesteś świetnym medykiem. A przy boku Chiyo będziesz jeszcze lepsza - powiedział z uśmiechem Trzeci Kazekage.
Jeszcze
wczoraj był cały roztrzęsiony, a dzisiaj tryskał szczęściem. W sumie
nic dziwnego, urodził mu się syn. Każdy facet cieszy się z narodzin
syna, co nie? Mina miała ten zaszczyt odbierać poród, chociaż była wtedy
przerażona, jak małe dziecko.
Ale dała radę. Nie było żadnych komplikacji i wszystko przebiegło szybko i sprawnie.
Dzięki Bogu...
- Przykro mi, Trzeci, ale ja nie przyjmuje uczniów - odparła starsza pani. Miała siwe włosy uczesane w ciasny kok oraz surowe rysy twarzy. Jej mina jasno dawała znać, że wcale nie ma ochoty tutaj przebywać.
- Wiem, ale dla naszej Miny-chan zrobisz wyjątek - uśmiechnął się szerzej.
- Wie pan... Ja chyba jednak nie nadaję się do tego... - wtrąciła się nieśmiało Mina.
Jej
marzeniem było zostać lekarzem. Pomagać ludziom, ale wolała nie
współpracować z Chiyo. Jej wewnętrzny szósty zmysł mówił, że to nie chce
mieć z tą kobietą nic wspólnego.
- Dlaczego mam uczyć kogoś, kto nawet tego nie chce? - powiedziała zimnym tonem.
- Bo ja ci każę - warknął Kazekage już wyraźnie podirytowany tą rozmową.
Chiyo
w tym momencie wyraźnie mina zrzedła. Brunetka poczuła wewnętrzną
satysfakcję. Ogólnie Mina nie należała do mściwych osób, ale starsza
pani budziła w niej niechęć. Wyglądała i zachowywała się arogancko.
Aczkolwiek Mina nie mogła odmówić jej talentu. W czasie II wojny to
właśnie Chiyo była jednym z najbardziej zasłużonych medyków. Nawet w
Iwagakure wszyscy znają jej imię. To ona opracowała antidotum na wiele
trucizn. Była również ekspertką, jeśli chodzi o marionetki. Chodziła
nawet plotka, że jej marionetki są w stanie opanować cały zamek. Jednak
brunetka nie sądziła, żeby to była prawda. Fakt, Chiyo była wspaniałym
medykiem, który na pewno zasłużył się w czasie wojny, ale nie
przesadzajmy. Jej zdaniem ta "historia" była mocno przesadzona.
- Ale... - zaczęła Chiyo, ale nim skończyła Trzeci wyszedł z pomieszczenia.
Mina i Chiyo zostały same i dopiero teraz doszło do szatynki to, co przed chwilą się stało. Miała zostać uczennicą Chiyo.
-
Jeśli sądzisz, że będę dla ciebie miła, bo Kazekage kazał mi cię uczyć,
to się mylisz - powiedziała nawet na nią nie patrząc i sztywnym krokiem
wyszła z pomieszczenia, żeby zatrzymać się w drzwiach i warknąć -
Ruszże się, dziewczyno.
Mina
posłusznie ruszyła za tą starą babą. W duchu przeklinała siebie, że nie
była bardziej stanowcza. Przecież gdyby powiedziała "Nie." to nie
musiałby się z nią użerać. Jeszcze nie zaczęła współpracy z nią, a już
miała dość.
*
-
Mina... Jesteś tutaj najlepszym lekarzem - zaczął jej szef. Gruby,
łysawy mężczyzna po czterdziestce z małymi, świńskimi oczkami, które
wyglądały jak małe czarne dziurki. W rękach nerwowo obracał długopis, a
na jego czole pojawiły się kropelki potu. Wyraźnie stresowała go ta
rozmowa, jednak Mina nie wiedziała dlaczego. To ON był jej szefem. To ON
miał prawo ją zwolnić, a jednak wyglądał jakby się jej bał. Szatynce w
sumie to nie przeszkadzało, ale wolała, żeby jej pracodawca tak nie
pocił się w jej towarzystwie... - Wiesz, że cię szanuję najbardziej ze
wszystkich tutaj... - mruknął mocniej zaciskając grube palce na
długopisie. A Mina zastanawiała się o, co mu chodzi. Wiedziała, że na
pewno w sprawie skargi tej baby, co się na nią wydarła poprzedniego
dnia, ale on powinien teraz grozić jej zwolnieniem, a nie strzelać taką
wazeliną.
-
Ale? - zapytała mając nadzieję, że to pośpieszy trochę sytuację.
Szatynka chciała mieć to już za sobą... I jej szef najwyraźniej też.
Jego biała koszula powoli zaczynała być coraz bardziej mokra.
-
Ale to już była któraś z kolei skarga na ciebie... Oczywiście, ja nic
do ciebie nie mam! - dodał pospiesznie. - Jednak... Może powinnaś wziąć
mały urlop, żeby się odprężyć, odpocząć? Co ty na to? Może dwa tygodnie?
- spytał z uśmiechem pełnym nadziei.
- Hę? - stęknęła, a jej brwi pojechały w górę.
Co to miało być? Ktoś złożył na nią skargę, a on proponuje jej urlop?
-
Tak! To świetny pomysł! Zresztą spędzisz więcej czasu z Haną, prawda? -
powiedział z dziwnym uśmiechem udając, że czyta jakieś dokumenty,
chociaż Mina widziała, że to były puste kartki. - Widzę, że dawno nie
brałaś żadnego odpoczynku. Nie grozi ci przypadkiem pracoholizm? -
zaśmiał się nerwowo.
- Potrzebuję pieniędzy - odpowiedziała niepewnie.
Po
za tym, naprawdę potrzebowała kasy. Banknoty nie rosną na drzewach, a
Hana też do niejadków nie należy. Zresztą tu nie chodzi nawet o
jedzenie. Obie potrzebowały ubrań i dachu nad głową. A to, niestety,
kosztuje.
-
Och, rozumiem, rozumiem - mówił z prędkością światła. - A wiesz co? Jak
wrócisz to dam ci podwyższę, a co! Hana chyba jest o tej porze w
przedszkolu, prawda? Będziesz mieć chwilę wytchnienia. A teraz może idź do domu, weź ciepłą kąpiel - mówił zaciskając dłonie aż zbielały mu knykcie.
Innymi słowy - spadaj.
- Dobrze... - mruknęła Mina i ruszyła w kierunku drzwi.
To
było dziwne spotkanie. Szef wyglądał jakby miał zejść na zawał, jednak
dzielnie się trzymał. Jednak szatynka nie zastanawiała się nad tym
długo. Obiecał, że da jej podwyżkę!
Mina
nigdy nie była materialistką. Dla niej kto, ile ma pieniędzy nie było
ważne. Jednak, kiedy wychowuje dziecko, to wszystko nabiera innego
znaczenia. Droższego.
Idąc
korytarzem do swojego gabinetu po swoje rzeczy jeszcze myślała o
dziwacznym zachowaniu jej szefa. Nigdy nie postępował w ten sposób.
Zawsze wydzierał mordę na każdego kto mu podpadł. Mina nie potrafiła
zliczyć ile razy to na nią kierował swoją wściekłość. Jednak dzisiaj w
ogóle nie był do siebie podobny.
Ostatecznie
wzruszyła ramionami i skręciła w drugi korytarz. W tym momencie
zderzyła się z kimś i upadła na tyłek. Już miała opieprzyć tego
gówniarza, że po szpitalnych korytarzach się nie biega, kiedy wściekła
spojrzała w górę zobaczyła te same brązowe tęczówki, które miała jej
córka.
Mina nie mogła uwierzyć, że znowu widzi Sasoriego. Był dokładnie taki sam, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy...
*
-
Teraz wystarczy dokładnie oczyszczać ranę, żeby nie wdało się zakażenie
- powiedziała z ciepłym uśmiechem. Jej zdaniem ludzie powinni czuć, że
lekarz ich wspiera i za wszelką cenę stara się pomóc, nawet jeśli ta
pomoc jest niewystarczająca. Z tego powodu Mina zawsze starała się być
miła i uprzejma. Lubiła pomagać... Lubiła, kiedy ktoś jej dziękował za
otrzymaną pomoc. Lubiła to uczucie bycia potrzebnym.
-
Mina! - wrzasnęła Chiyo zza jej pleców. Dziewczyna wzdrygnęła się
przestraszona i omal nie opuściła rzeczy, które trzymała w rękach.
Przyciskając przedmioty do piersi powoli odwróciła, szykując na ostry
opieprz od swojej mentorki. Chiyo nigdy nie chwaliła, zawsze coś było
źle. - Do piątki - powiedziała twardym głosem i ruszyła dalej
korytarzem.
Szatynka
zamrugała zdziwiona, ale natychmiast ruszyła do wskazanej sali. Idąc
korytarzem zastanawiała się, jak będzie przebiegała jej nauka z tą babą.
Na pewno, nie będzie lekko i zatęskni za swoimi nauczycielami w
Iwagakure... Szybko potrząsnęła głową, żeby odgonić od siebie
wspomnienia o wiosce.
To
był zamknięty rozdział. Już nigdy nie chciała tam wracać. Jej własna
matka zmusiła ją do decyzji jaką była ucieczka. Szatynka uważała, że
uciekają tylko słabi. Zawsze należy stawiać czoła problemom. Jednak w
chwili, gdy oznajmiono jej, że ma wyjść za mąż za kogoś, kogo nigdy nie
widziała... Wtedy zrezygnowała z takiego myślenia. Czasem nie ma innego
wyjścia niż ucieczka. I chociaż Mina bała się, co będzie dalej, to nie
żałowała.
Pociągnęła nosem wchodząc do sali numer pięć.
I wtedy go zobaczyła.
Siedział
rozłożony na krześle, a jego głowa spoczywała na oparciu. Wyglądał
jakby spał. Przymknięte oczy i lekko rozchylone usta. Lekko przydługie,
krwistoczerwone włosy opadały na oparcie krzesła i czoło chłopaka...
Mina lekko trzasnęła drzwiami dając o sobie znać.
Podniósł głowę i spojrzał na nią brązowymi oczyma. Wyglądał na mocno zmęczonego i wyczerpanego, ale nic nie mówił.
Prawe
ramie chłopaka było odsłonięte i Mina doskonale widziała głęboką ranę, z
ciurkiem płynęła krew. Czerwona ciesz spadała na podłogę tworząc kałużę
krwi. Wszystkie rzeczy, które miała ze sobą położyła na stoliku obok
chłopaka. Były to głównie bandaże i środki dezynfekujące, ponieważ Chiyo
kazała jej zajmować się tylko ranami.
Usiadła
na stołku, który przystawiła tak, żeby być naprzeciwko krwawiącej rany.
Natychmiast dziewczyna zabrała się do zatamowania krwi. Jeśli straciłby
jej za dużo mógłby stracić przytomność albo całkowicie wykrwawić się na
śmierć.
-
Nie zapytasz, jak to się stało? - zaczął chłopak. Mina spojrzała na
jego twarz, ale po sekundzie wróciła do poprzedniej czynności. Po co
miała pytać? Pewnie w czasie jakiejś misji napotkał wroga, wszczęła się
walka i chłopak został ranny. Proste i logiczne.
A on pewnie chciał opowiedzieć, jakim to wspaniałym shinobi jest i co on tam zrobił.
Kiedy
skończyła tamować krew i oczyszczać ranę, zabrała się za bandażowanie.
Okaleczenie okazało się nie tak głębokie, jak na początku myślała i
obeszło się bez zszywania. Zresztą Mina nie wiedziała czy dałaby radę.
Nie jest jakoś specjalnie wrażliwa. Nie boi się krwi i nie przeraża ją
otwarcie jamy brzusznej. Kiedyś w Akademii Medycznej na lekcji mieli
zrobić sekcję żaby. Jej koleżanka zemdlała, a jakiś chłopak zwymiotował.
Miny to nie ruszało, ale wizja przebicia komuś skóry igłą i
przeciągnięcie przez to nici nie za bardzo do niej przemawiała.
Mimowolnie wzdrygnęła się na ten obraz, ale nie przestała bandażować
ramienia chłopaka.
-
Gotowe - oznajmiła z dumą. - Jutro trzeba będzie zmienić opatrunek.
Zgłosisz się do jakiejś pielęgniarki - powiedziała uprzejmie wstając ze
stołka i zaczęła zbierać rzeczy.
-
Ciebie nie będzie? - zapytał od niechcenia. Mina na chwilę zamarła, ale
po sekundzie wróciła do uporządkowania rzeczy. Gdyby nie ta jego
arogancka postawa, to mogłaby pomyśleć, że mu się podoba. Jednak
ignorancja, która po prostu biła z jego oczu zniechęcała ją do takiego
pomysłu.
-
Będę, ale Chiyo-sama pewnie zawali mnie robotą - odpowiedziała nawet na
niego nie patrząc. W sumie, to chyba nawet wolałaby to, niż ponowne
spotkanie z chłopakiem. Mina starała się nie oceniać ludzi. Każdy
przeszedł przez co innego i każdy ma swój bagaż doświadczeń, a ona nie
powinna być tą, która szufladkuje. Jednak ten czerwonowłosy chłopak
budził w niej swojego rodzaju niechęć. Jego postawa zdradzała arogancję i
wszelkiego rodzaju cynizm. Szatynka niekoniecznie przepadała za takimi
ludźmi.
- To ty jesteś jej uczennicą? - zapytał nie ukazując specjalnego zainteresowania.
Ten
rudy typek powoli zaczynał ją irytować. Mina nie chciała wdawać się z
nim w jakąś głębszą dyskusję, dlatego odparła tylko chłodnym: "Tak." i
wyszła z sali numer pięć.
Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy, ile ten chłopak będzie dla nie znaczył.
*
Mała
Hana siedziała sobie grzecznie na ziemi i słuchała, co mówi Pani. Obok
niej siedział blond chłopczyk, który zawzięcie coś rysował.
-
... więc bądźcie mili dla waszego nowego kolegi - zaświergotała wesoło
wychowawczyni gromadki dzieci, którzy patrzyli na nią z
zainteresowaniem. No, może oprócz Deidary, ale Eri już dawno przestała
ubiegać się o jego uwagę. Blondyn jak na swój wiek, był dość aspołeczny.
Nie lubił się bawić z innymi z wyjątkiem tej czerwonowłosej
dziewczynki, która siedziała obok niego.
- Jak sie nazywa? - zapytała uroczym, dziecięcym głosikiem.
-
Shun Okami, słonko - odpowiedziała z uśmiechem zadowolona, że Hana
przejawia jakieś oznaki większego zainteresowania, niż tylko słuchanie. -
Przyjdzie on jutro i myślę, że szybko się z nim zaprzyjaźnicie, prawda?
- spytała, a reakcje dzieci były podzielone. Jedni cieszyli się, że
poznają kogoś nowego, a inni niekoniecznie. Woleli pozostać w starym
składzie. A jeśli ten nowy okaże się nie taki fajny, jak mówiła Pani?
Po chwili wychowawczyni pozwoliła iść się pobawić. Wszystkie dzieci, jak jeden mąż pobiegły na plac zabaw.
Jednak
jak zwykle Deidara i Hana siedzieli sami. Czerwonowłosa opowiadała coś i
jednocześnie mocno gestykulowała rękami. Blondyna średnio interesowała
historia przyjaciółki, wolał zająć się swoim rysunkiem. Eri zastanawiała
się, jak takie małe dzieci mogły stworzyć między sobą tak silną więź.
Tą dwójkę zawsze widziała razem. Nawet jak jedno nie przejawiało
zainteresowania drugim, to i tak siedzieli razem.
Czyżby szykował się jakiś romans? Pomyślała rozbawiona przyglądając się tej dwójce.
- Psze pani! - zawołało jakieś dziecko. Eri szybko zareagowała i podbiegła do chłopczyka, który za chwilę miał się rozpłakać.
- Co się stało? - zapytała łagodnym, opiekuńczym tonem.
- Psewlucił sie - odpowiedziała brązowowłosa dziewczynka bez jedynek. Eri westchnęła. Chwila nieuwagi i już jest katastrofa.
- Dobrze... Ja zaraz przyjdę, tylko pójdę po plaster. A ty się nie ruszaj - nakazała stanowczo zapłakanemu chłopcu.
Tej sytuacji przyglądały się pewne brązowe oczy pewnej dziewczynki.
-
Masaki sie przewlucił - powiedziała do swojego towarzysza, który
właśnie skończył swój rysunek i powrócił do świata rzeczywistego.
- Jak zwykle - mruknął patrząc w tym samym kierunku, co Hana.
Po
chwili Eri przyszła i oczyściła kolano chłopca, który przestał płakać i
tylko cicho pochlipywał. Przykleiła plaster i pozwoliła już mu iść się
bawić z resztą.
- A wy nie chcecie dołączyć? - zwróciła się do dwójki przyjaciół, którzy siedzieli i obserwowali rówieśników.
-
Przepraszam panią - zwrócił się do Eri jakiś mężczyzna, jednak cały
czas patrzył na Hanę. Miał jasną, niemal przezroczystą skórę i
bursztynowe oczy z fioletowymi oznaczeniami wokół nich. Mówił z dziwnym
akcentem... Wychowawczyni dzieciaków skojarzył się z wężem.
-
Słucham? - zapytała uprzejmie, jednak z pewną rezerwą. Ten człowiek na
pewno nie budził jej zaufania... I dlaczego gapi się na Hanę?!
- Szukam Szpitala Iwagakure - oznajmił odwracając w końcu wzrok od dziewczynki.
- To na końcu ulicy - wskazała zimnym tonem.
- Dziękuję - odpowiedział z przerażającym uśmiechem. - A jeszcze mam jedno pytanie... Wie pani, kto jest ojcem tej dziewczynki?
- Przykro mi, nie mogę udzielić takiej informacji. Do widzenia - powiedziała stanowczo.
-
Do widzenia - odparł z tym samym uśmiechem szaleńca i ruszył w kierunku
szpitala. Ku uldze Eri już się nie odwrócił i nie gapił się na
czerwonowłosą.
Co
go obchodziło, kto jest ojcem Hany?! Eri poczuła dumę, że obroniła
dziecko przed tym dziwakiem. W sumie, to nawet nie widziała, kto jest
tatą małej...
- O Boże... Masaki, znowu?! - zawołała do zapłakanego chłopca i natychmiast podbiegła do niego.
Orochimaru idąc ulicą uśmiechał się do siebie.
No,
kto by pomyślał, że Sasori ma córkę... W sumie, to bardzo podobna do
niego. Krwistoczerwone włosy, brązowe oczy, ten sam odcień skóry...
Niemal identyczni.
Tylko
głupiec nie zauważyłby pomiędzy nimi pokrewieństwa. A Orochimaru do
głupców nie należał. Już kiedy dowiedział się, że ma iść na misję z
Sasorim do Iwagakure zauważył jakieś dziwne zachowania rudzielca. Stał
się dziwnie milczący, nie to żeby wcześniej był jakoś szczególnie
rozmowny, ale zazwyczaj byli w stanie ze sobą się zrozumieć. Nieraz
rozmawiali o eksperymentach bruneta. Orochimaru nie ukrywał przed nim
swoich badań na ludziach, a Sasori nawet czasem pomagał mu rozwiązać
jakiś dotyczący tego problem. Jednak w czasie drogi do wioski, nie
potrafił wyciągnąć ani jednego słowa od czerwonowłosego. Poza tym
zauważył, jakby Sasori specjalnie opóźniał dotarcie do celu. Zawsze
zależało mu na czasie, zawsze chciał jak najszybciej wrócić i zająć się
swoimi marionetkami. Jednak ostatnio wcale nie spieszyło mu się do
siedziby Akatsuki.
Orochimaru
szedł dumny ze swojego odkrycia. Był ciekawy, co powie Sasori, kiedy
oznajmi mu, że spotkał jego córkę... Uśmiechnął się szerzej i
przekroczył furtkę dzielącą plac szpitala od ulicy.
Czerwonowłosy
miał tutaj coś załatwić. Brunet nie wiedział co, jednak obstawiał, że
Sasoriemu skończyły się jakieś chemikalia potrzebne do marionetek. W
sumie, robił je z ludzi i nie zdziwiło go to, że to czego potrzebuje
jest akurat w szpitalu.
-
Co ty tutaj robisz? - zapytała ostro. Przez pięć lat próbowała o nim
zapomnieć, wymazać z pamięci, a on śmie się teraz pojawiać! Jednak on
nic nie mówił. Stał i patrzył na Minę, tym samym spojrzeniem, którym
patrzył na nią pięć lat temu. - Co?! Nic nie powiesz?! - krzyknęła
bliska płaczu, ale on ciągle milczał.
Mina
miała dość. Wyminęła go i niemal pędem puściła się przez korytarz.
Kiedy w końcu przekroczyła próg swojego gabinetu zamknęła drzwi na
klucz. Usiadła na podłodze opierając się o wejście i starała się
pohamować łzy.
Dlaczego
on tutaj jest? Dlaczego nic nie mówił? Dlaczego ona płacze? Powinna
unieść wysoko głowę i pokazać, że świetnie daje sobie radę bez niego.
Zawsze dawała, więc czemu teraz się rozkleja? Zamrugała kilka razy, żeby
dojść do siebie i odzyskać jasność umysłu. Musiała się zając
ważniejszymi sprawami niż Sasori.
Hana...
Mój Boże! Hana! Przed oczami stanął jej obraz przedstawiający Sasoriego, który zabiera jej Hanę.
Nie!
Sasori
nic nie wiedział o istnieniu własnej córki. Nawet nie wiedział, że Mina
była w ciąży, więc szatynka odetchnęła głęboko. Hana jest bezpieczna.
Jest teraz w przedszkolu i bawi się z innymi dziećmi. Pilnuje jej Eri,
która wygląda na rozsądną, więc nie pozwoli, żeby jakiś obcy zbliżył się
do dziecka, kiedy jest pod jej opieką. Mina jeszcze raz głęboko
odetchnęła. Wszystko jest w porządku.
Wstała
z podłogi i podeszła do swojego biurka. Ściągnęła swój lekarski kitel i
powiesiła go na wieszaku. Zabrała torebkę i pewnym krokiem ruszyła do
drzwi. Odsunęła zamek i wyszła.
Nie
miała powodu do paniki. Po prostu spotkała tego sukinsyna, który ją
zastawił... Poczuła wściekłość, ale przywołała się do porządku. Musi
zachować spokój. Nie pozwoli, żeby taki Sasori zniszczył to, co uparcie
budowała przez te pięć lat.
Idąc
do wyjścia modliła się w duchu, żeby nie spotkać czerwonowłosego. Jej
modły zostały łaskawie wysłuchane, ponieważ po drodze zobaczyła tylko
paru studentów odbywających praktyki i kilku pacjentów. Na placu
szpitalnym zobaczyła jeszcze pewnego mężczyznę. Miał długie, czarne
włosy i białą skórę. Na jego twarzy dostrzegła jakieś fioletowe znaki
wokół oczu, ale nie zwróciła na niego jakieś specjalnej uwagi. Minęła go
i wyszła na ulicę.
Ciągle
w pamięci miała brązowe oczy Sasoriego, które patrzyły na nią w
skupieniu. Zamknęła na sekundę oczy, żeby odgrodzić się od wspomnień
dzisiejszego dnia. Mimo, że widziała czerwonowłosego przez pół minuty,
to ciągle nie potrafiła go wyrzucić z głowy.
To
ten facet zabrał jej niemal wszystko, jednak dał też jej największy
skarb. Dziecko. Małą Hanę, która rozbrajała ją swoim uśmiechem. Gdyby
nie Sasori, Hany nigdy by nie było. I mimo, że Mina cierpiała, kiedy
przypominał się jej czerwonowłosy, to nie żałowała.
- Dzień dobry - przywitała się z Eri, przedszkolanką czerwonowłosej.
- Mama! - zawołała Hana i podbiegła do swojej rodzicielki, żeby się przytulić. Szatynka z lekkim uśmiechem wzięła ją na ręce i ponownie postawiła na ziemi.
- Dzień dobry - powiedziała uprzejmie Eri. - Dzisiaj wcześniej?
- Tak wyszło - uśmiechnęła się miło, chociaż w środku ciągle była roztrzęsiona po spotkaniu Sasoriego. - Mogę jeszcze wziąć Deidarę? Hana żyły mi podetnie, jak go zostawię... - zażartowała konspiracyjnym szeptem. Mimo wszystko musiała udawać przed wszystkimi, że nic się nie stało... Bo przecież nic się nie stało!
- Jasne. Akurat panią znam - odpowiedziała z uśmiechem, ale Mina spojrzała nią nic nie rozumiejąc. - Dzisiaj był tutaj taki dziwny facet... Nie znam go, ale pytał o ojca Hany - wyjaśniła, a szatynka poczuła jak krew odpływa jej z twarzy i robi się jej słabo.
- Jak wyglądał? - zapytała czując, jakby jej serce miało zaraz wyskoczyć.
- Taki... No... Czarne włosy i blady jak ściana - powiedziała, a czerwonowłosa z jednej strony poczuła ulgę, że to jednak nie Sasori. Jednak z drugiej poczuła strach, że ktoś obcy patrzył na Hanę.
Po pół godzinie czekania pod szpitalem zobaczył czerwonowłosego chłopaka. Uśmiechnął się na myśl, jaką mu zaraz sprezentuje nowinę.
- Znalazłeś to czego szukałeś? - spytał brunet.
- Ta... - mruknął Sasori.
I nie tylko to... Pomyślał o piwnych oczach pewnej z lekarek tego szpitala.
- Zgadnij, kogo dzisiaj widziałem - polecił mu Orochimaru z uśmiechem. Jednak Sasori spojrzał tylko na niego i przekroczył furtkę. W środku poczuł pewną obawę, ale szybko wytłumaczył sobie, że ten przeklęty wąż nie może jej znać. Nigdy nikomu o niej nie mówił, więc to niemożliwe, żeby chodziło o Minę. Po prostu, to była jedna z tych licznych gierek bruneta. - Twoją córkę - uśmiechnął się jak licencjonowany psychopata i obserwował reakcję czerwonowłosego.
Sasori zatrzymał się i odwrócił się do swojego towarzysza. Przez chwilę patrzył na niego spojrzeniem bez wyrazu, a potem rzucił tylko:
- Jesteś popierdolony.
Orochimaru zszedł cały uśmiech z twarzy. Przecież czerwonowłosy powinien być zaskoczony, że on również zna jego słodką tajemnicę. Jednak po kilku sekundach dotarło do niego, że Sasori udaje. Też by udawał niewiedzę na ten temat. Może chce chronić dziecko albo w tajemnicy wytrenować na cichego zabójcę? Kto wie?
Na twarz bruneta ponownie wpełzł uśmiech i natychmiast ruszył za Sasorim.
- Nie powiem, spodziewałem się innej reakcji - zaczął, kiedy już zrównał swój krok z towarzyszem. Jednak ten nijak nie odpowiedział na zaczepkę. - Naprawdę nie interesuje cię los własnej córki? - podpuszczał.
- Nie mam córki - odpowiedział czerwonowłosy nawet nie patrząc na Orochimaru. Wężowaty zawsze układał jakieś gierki, ale teraz przeszedł sam siebie. On i córka? Nawet jeśli, to wiedziałby coś o tym, prawda?
Brunet zaczął coś do niego mówić, ale Sasori nie za bardzo go słuchał. Wszystkie jego myśli zajęła brązowowłosa dziewczyna, którą spotkał w szpitalu. Modlił się, błagał, żeby jej nie spotkać. Wolał, żeby już nigdy nie musiała go oglądać. Domyślał się przez, co musiała przejść, kiedy odszedł. Dzisiaj omal nie rozpłakała się na jego widok... I bynajmniej to nie były łzy szcześcia. Wiedział, że to przez niego. Kochała go, a on ją zostawił.
Jednak to już nie miało znaczenia. Sasori należał do Akatsuki. Tam nie ma miejsca na coś takiego, jak miłość. Już dawno pozbył się wszelkich uczuć i emocji. Już nikogo nie kochał. Był jak marionetka...
Mina właśnie pomagała zawiązać buty Hanie. Dzisiaj musiały udać się na szczepienie dziewczynki. Czerwonowłosa nie bała się igły, która ma wbić się w jej ciało... Może dlatego, że nie wiedziała. Mina sądziła, że lepiej będzie, jak postawi ją przed faktem dokonanym. Wtedy nie będzie się bać chwilę, a nie cały dzień.
- Gotowe - powiedziała wesoło wiążąc kokardę ze sznurówek dziewczynki. Hana zeskoczyła ze stołka i pobiegła już do drzwi, a Mina za nią.
Szły ulicą rozmawiając beztrosko. Szatynka niemal zapomniała o wczorajszym spotkaniu Sasoriego. Nie wiedziała, dlaczego to tak przeżywała. Przecież i tak już go nie spotka, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Właśnie przechodziły obok sklepu z ciastami. Hana zatrzymała się i zaczęła ciągnąć Minę w stronę wystawy. Szatynka uśmiechnęła się na ten widok i pozwoliła się poprowadzić. Dziewczynka przyłożyła dłonie do szyby i z niemym zachwytem patrzyła na wielki, czekoladowy tort z białymi kwiatami z cukru.
- Jak będziemy wracać, to może kupimy jakiś? - zapytała kucając obok córki.
- Ciekoladowy? - spytała z nieukrywaną nadzieją w głosie czerwonowłosa.
- I z bitą śmietaną! - dodała szatynka ku radości dziecka.
- Tak! - krzyknęła radośnie mała i rzuciła się swojej rodzicielce na szyję. Mina zaśmiała się i omal nie wylądowała tyłkiem na brudnym chodniku. Po chwili ściągnęła z siebie czerwonowłosą i łapiąc ją za dłoń wstała. W czasie drogi do ośrodka Hana wesoło opowiadała różne historyjki z przedszkola.
Wtedy Mina nie wiedziała, że czyjeś czujne oczy je obserwowały.
Wchodząc do ośrodka Mina poczuła specyficzny dla tego miejsca zapach. Pracowała jako lekarz, więc się już do tego przyzwyczaiła, ale musiała przyznać, że tutaj był wyjątkowo intensywny.
- Cześć, Mina! - przywitała się z nią jej koleżanka z Akademii, Oharu. - O i Hanunia tutaj jest! Cześć mała! - przywitała się z dzieckiem. - Na szczepienie, co? Dzisiaj chyba pół wioski na to szczepienie się rzuciło.
- Aż taki tłum? - spytała zaglądając do poczekalni.
- No, trochę ludu jest... - westchnęła. - Dobra, to ty tutaj poczekaj, a ja załatwię ci miejsce po starej znajomości - mrugnęła do niej i już pobiegła gdzieś po schodach. Mina uśmiechnęła się biorąc Hanę na ręce i ruszyła na polowanie krzesła w poczekalni.
Oharu miała rację. Dzisiaj w ośrodku były dzikie tłumy. Każdy z każdym kłócił się o miejsce w kolejce.
- Dobrze, że mama ma znajomości - uśmiechnęła się do córki, która był zainteresowana czymś innym. - Hana?
- Pan tes na scepienie? - zapytała jakiegoś chłopaka, który siedział obok. Mina już miała przeprosić za bezpośredniość dziecka, kiedy zobaczyła do kogo mówi. Obok niej siedział Sasori i jakby nigdy nic rozmawiał z Haną. - Jakby sie pan bał, to moge pozycyć mamy! - zawołała z uśmiechem.
- Och? Naprawdę? Chyba skorzystam - uśmiechnął się lekko patrząc prosto w oczy Miny. Hana nie zdając sobie z niczego sprawy kiwnęła energicznie głową.
- Ale nie na długo - zarzekła się i w tej chwili znikąd pojawiła się Oharu.
- Dobra, to idziemy. Hanunia sama czy z mamą? - zapytała lekko. Czy tylko Minie zabrakło powietrza w płucach?
- Sama! - krzyknęła radośnie dziewczynka.
- Może ja jednak... - zaczęła szatynka, ale jej koleżanka uciszyła ją ręką.
- Weź wyluzuj. Przecież jej nie zjem - powiedziała biorąc małą na ręce - Ooo... Komuś się przytyło... - zażartowała i oddaliła się niosąc uśmiechniętą dziewczynkę na rękach.
- Fajny dzieciak - zaczął Sasori. Mina odwróciła głowę i patrzyła prosto przed siebie. Starała się jak najbardziej mogła ukryć drżenie rąk.
- Wiem - powiedziała ostro. Z każdą chwilą czuła, w gardle rośnie jej bolesna gula, a oczy napełniają się łzami. Dzisiejszej nocy przysięgła sobie, że nie będzie płakać. Nie przez niego.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży? - zapytał po kilku chwilach ciszy.
- No, nie wiem. Może dlatego, że ciebie nie było?! - fuknęła i natychmiast tego pożałowała widząc twarz Sasoriego. Widziała w jego oczach niewyobrażalny ból. Odwróciła głowę, żeby na niego nie patrzeć. Sekunda dłużej, a by się rozpłakała.
- Czyli Hana jest moją córką? - zapytał twardo. Szatynka nie chciała odpowiadać. Siedziała wyprostowana niczym struna i patrzyła przed siebie. - Mina! Muszę to wiedzieć! - warknął, a ona pokręciła przecząco głową. Czuła jak łzy płyną po jej policzku. - Mina... - zaczął i delikatnie dotknął jej dłoni. Szatynka natychmiast ją odtrąciła i szybkim ruchem otarła łzy z policzka.
Po chwili zobaczyła jak Oharu wraca z Haną. Tym razem prowadziła dziewczynkę za rękę.
- O, dzień dobry - zwróciła się do Sasoriego. - Pan jest pewnie tatą Hanuni. Bardzo do pana podobna - uśmiechnęła się promiennie, a Mina miała ochotę wyrwać jej tchawicę.
Hana patrzyła na mamę nic nie rozumiejąc. Jaki tata? Gdzie? Mama mówiła jej, że nie ma taty.
Mina gwałtownie wstała i wzięła czerwonowłosą na ręce. Po sekundzie już szła w kierunku wyjścia, a Hana patrzyła na czerwonowłosego pana, który również na nią patrzył.
~*~
Już myślałam, że tego nie skończę...
Przepraszam, że tak długo nic się na blogu nie działo. Jednak w końcu skończyłam swój pierwszy One Shot. Może nie jest jakiś super, ale mi tam się podoba. I mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżyłam historię rodziców Hany.
A poza tym, dziękuję za wszystkie komentarze :) To naprawdę mnie cieszy, kiedy wiedz, że komuś ta historia przypadła do gustu :)
O jezu jezu ja chcę więcej! Co było potem? No co, co!?
OdpowiedzUsuńNa początku jak weszłam tutaj i zamiast napisu 'Rozdział 20' zobaczyłam 'One Shot I' byłam mocno zawiedziona i zła na Ciebie. No bo co to ma być! Na następny rozdział czekałam i czekałam, a tu jakiś łaan szoot! Myślałam że będzie to coś zupełnie nie zgodnego z dotychczasową fabułą. A tu taka niespodzianka! Jestem zachwycona. Właśnie czegoś takiego brakowało mi na twoim blogu. Przedstawienia wcześniejszych losów, czegoś o matce Hany... Jak ty wiesz czego chcą czytelnicy. :D Co prawda momentami denerwowało mnie przeskakiwanie akcji. Nie wiedziałam czy Mina już urodziła, czy poród odbierała po urodzeniu Hany i tak dalej, ale właściwie... Właściwie to fajne ci to wszyło. Gdyby wszystko było chronologicznie, po kolei nie przypominał by to wspomnień. Wielkie pokłony, że napisałaś coś tak wspaniałego. Końcówka bardzo mi się spodobała. Mam nadzieje, że niedługo postanowisz napisać One Shot'a II, i jeszcze bardziej przybliżysz nam historie rodziców Hany. Chciałabym jeszcze na koniec przeprosić, że tak rzadko komentuje twoje rozdziały. Jednak wiedz że zawsze czekam na nie ze zniecierpliwieniem, a czytam z zachwytem :) Opłacało się tak długo czekać! :D
Ooo... Dziękuję <3
UsuńNaprawdę cieszę się, że Ci się podobało ;)
One Shot pisałam od wakacji i chciałam to w końcu napisać, żeby mnie nie męczyło :) Poza tym, kiedyś ktoś zapytał się o rodziców Hany i w właśnie w ten sposób chciałam ich przybliżyć... No, może nie w ten, bo na początku miałam inny pomysł, ale jest. I w ogóle to strasznie się cieszę, że Ci się podoba ;*
Dzięki za komentarz :) i ja wiem jak to jest z komentowaniem, ale luzik :) Cieszę się, że w ogóle to czytasz ;)
Pozdrawiam :)
kocham to.
OdpowiedzUsuńDzięki ;)
UsuńTo jest niesamowite. Ta długość mnie przeraża, więc jak tylko to w końcu przeczytam skomentuję, bo póki co nie mam czasu. :/
OdpowiedzUsuńTo... genialne *-*
UsuńPrzeczytałam to zamiast uczyc się na niemca, ale mam jeszcze jeden dzień na szczęście ^-^
Cudo *-* PO prostu brak mi słów.
Świetnie się to czytało.
Zauważyłam tylko jeden błąd w pisowni, ale teraz nie mogę go znaleźć.
Teraz wiele rzeczy stało się jaśniejszych.
Czekam na kolejny rozdział.
Weny i pozdrawiam
Muhahaha... Ja zUa! Odciągam od uczenia się :D
UsuńSuper, że Ci się podoba :)
Jak będę mieć wolną chwilę, to ponownie to sprawdzę. Dzięki za uwagę :)
Jeszcze dzięki za kom i również pozdrawiam :)
Przez ciebie się nie uczę! To wszystko twoja wina! :D
OdpowiedzUsuńDobrze, że przynajmniej część przeszłości Hany się rozjaśniła, bo już się doczekać nie mogłam ^^
Daj mi tylko taką maluutką podpowiedź dotyczącą rozdziału następnego: kiedy Hana i Itacz znów się pocałują? ;3
Pozdrawiam, Mariolka^^
Ooo... Znowu ktoś się przeze mnie nie uczy... Chyba zawieszę i wznowię blog gdzieś około wakacji... :D
UsuńPrzeszłość Hany nie była do końca taką tajemnicą, gorzej z tym jak się jej rodzice poznali... i zrobili Hanę xd
Itacz i Hana... Hmmm... Chyba nigdy. Wiesz, nie chcę, żeby oni byli razem.
BUM! Żartowałam :D Pewnie i tak się nie dałaś, ale co tam ;)
Pozdrawiam :)
Ale powiedz no ;_;
UsuńMariolka^^
Już wkrótce ;) Nie chcę nic mówić, bo zdradzę fabułę i nie będzie tego elementu zaskoczenia :)
UsuńDobrze, teraz ja… jestem zachwycona ♥ naprawdę, wspaniały ONE SHOT ♥ aż brak mi słów… przepraszam, ale cholernie mi się podobało! Wciągające od początku do końca, z reguły nie lubię zbyt długich opowiadań, ale twojego shota z wielką chęcią przeczytałem drugi raz i jestem pewna, że jeszcze nie raz do niego powrócę :D ale mnie autorzy zaskakują, w czasie mojej przerwy opublikowane zostały takie wspaniałości, aż chce się nadrabiać :D w ogóle powinnam chyba częściej znikać xD dobra, do rzeczy~!
OdpowiedzUsuńZ początku miałam drobne problemy z rozróżnieniem, które wątki to wspomnienia, a które to teraźniejszość, ale po kilku linijkach już rozumiałam :P a na końcu ogarnęłam znaczenie gwiazdek xD taka ja xD przechodzę do rzeczy i postaram się nie rozpisać, bo ci się nie będzie chciało czytać XD
Wspomnienia Miny –
Aha, więc ona uciekła z Iwygakury, jako nie domyślałam się tego z rozdziałów… no jak tak można, aby własna rodzina chciała banicji jednego ze swoich… no ale ta buntownicza młodzież, tylko chce uciekać z domu i tak dalej, ale wcale jej to nie wyszło na złe ;) w sumie zaczęła od zera, a tu natychmiast pojawiła się okazja na podlizywanie się Kazekage xD znaczy nie takie typowe, ale odbieranie porodu oznacza bardzo, bardzo mocne wow :D w dodatku załatwił jej nauki u samej Chiyo :D z czego ta nie skakała zbytnio z radości… pewnie wolała udawać martwą i trolować brata :P jezu, jezu, jezu! Jak mi się podobało pierwsze spotkanie Saso i Miny, fajnie, że nie było żadnego „o rany, wszedłbym” tylko zostawiłaś jego obojętny byt :D
Życie Miny –
Och, jaka z niej słodka i odpowiedzialna mama :D Teraz wiem co czuć przy takich opisach dzieci i rodziców~! W każdym razie bardzo to było słodkie :D Hm, ten lekarz – szef, co bał się ją zwolnić mnie rozwalił, ale niech się cieszy, że ma akurat takiego przełożonego, bo chyba z Chiyo nie była zadowolona xD i potem bam! Wpadka na Saso (z to uż swoją drogą xD) ale miły… spotkanie po latach, a jego nie stać nawet na głupie cześć, co u ciebie XD zresztą może i dla Miny lepiej :P zabawy w przedszkolu takie bardzo spoko xD Masaki to jak widać taka szkolna oferma xD nie wiem, polubiłam go xD Orochimaru to zawsze mi na pedofila wyglądał xD przedszkolanka powinna na niego jakiś patrol wysłać xD ale Saso i jego „jesteś popierdolony” było przednie XD ale jednak fajnie, że postanowił sprawdzić prawdomówność ped-Oro xD i tak poznał Hanę, na szczepieniu <3 nie wiem, wzruszył mnie obrazek Saso z córeczką <3 pewnie dlatego, że u mnie jej nie będzie miał xD w każdym razie podobała mi się ta ich urywana rozmowa ^^ Mine trochę poniosło, ale miała zupełne prawo wygadać swój żal i w ogóle…
Ale jak mogłaś przerwać?! One shoty się doprowadza do końca kurde no! >.<
Masz minusa! Ale możesz się poprawić, wydając drugą część :P
No to pozdrawiam gorąco i gratuluje jeszcze raz świetnego shota! :D
WOW... *_*
UsuńEkhm, więc... Dzięki! ^^
Życiorys Miny mam praktycznie zaplanowany od A do Z. I może kiedyś, pewnego słonecznego dnia pojawi się druga część... Ale to kiedyś ;)
Ogólnie to inaczej miało wyglądać, ale cóż... Lajf is brutal, nie?
Ja zUa zawsze kończę w najlepszym momencie. Muhahahaha...! Ale serio, cieszę się, że Ci się podobało :)
Pozdrawiam :)