środa, 29 lipca 2015

Rozdział 31


- Ja się zabiję... - mruknęła opadając na kanapę. Była zmęczona po tym "zadaniu ćwiczącym waszą orientację w terenie". Nie to, że się jakże okropnie poświęciła sprzymierzając się z Itachim i Izuną, naraziła się Madarze (chociaż to był ten najmniejszy problem) to jeszcze nie wygrała! No jak to było możliwe?! Takeshi powinien skorzystać z jakiegoś sanatorium i zacząć się leczyć!
- Ooo... Przegrana boli? - zapytał sarkastycznie Itachi, który oparł się o futrynę. Odkąd dość dobitnie dała mu do zrozumienia, że żałuje wszystkiego co ich łączyło, dowcip mu się ostro wyostrzył. I to ona była adresatem jego wszystkich docinek...
Podsumowując, ostatnie trzy dni, które spędziła z bandą Uchiha w lesie nie należały do najprzyjemniejszych momentów w jej życiu... Nawet nie chciało się jej o tym myśleć.
- Hmm... - przyłożyła palec do brody udając zastanowienie - Chyba nie tak bardzo, jak może zaboleć cię mój kopniak w krocze - powiedziała słodkim głosikiem. Itachi odwzajemnił jej pełny jadu uśmiech i ruszył do kuchni.
Jeden zero dla mnie... Pomyślała z zwycięskim uśmiechem.
Jednak gdzieś głęboko, pod siódmą skórą czuła niewyobrażalny ból, który sprawiał, że chciało się jej płakać, krzyczeć i rozbijać meble. Cierpienie, które przeżywała podczas amputacji nogi, to był przy tym pikuś. Czerwonowłosa sto razy bardziej wolała stracić drugą nogę niż przechodzić przez tą mękę.
Wiedziała, że to wszystko stało się na jej własne życzenie, co okazało się dobijającą myślą. Ale wiedziała również, że nie może być z Itachim. Miała wziąć z nim ślub, urodzić gromadkę czarnowłosych dzieciaczków i być szczęśliwą panią Uchiha? Na samą tę myśl z jej gardła wydał się gorzki szloch. To była tylko mrzonka, coś niemożliwego do spełnienia.
Zamrugała szybko, żeby odpędzić napływające do oczu łzy i podniosła się z kanapy. Czuła nieodpartą potrzebę zmycia z siebie tych trzech dni i... tego wszystkiego.
Ruszyła do łazienki i kiedy z niej wyszła już w miarę ogarnięta, poczuła się lepiej. Wystarczająco lepiej, żeby wyjść z domu. Samo przebywanie w jednym budynku z Itachim napawało ją przerażeniem. Bała się własnych uczuć. Z jednej strony była w nim zakochana i mogła zrobić dzięki temu uczuciu wszystko, ale z drugiej nie chciała go widzieć. Należał do klanu, który zabił jej matkę. Był jednym z najbardziej poszukiwanych przestępców na świecie, a ona chciała z nim być. Chciała być z osobą, która zabiła całą swoją rodzinę.
- Coś jest ze mną nie tak... - szepnęła do siebie zastanawiając się, co ona właściwie robi ze swoim życiem. Po chwili uderzyła się w policzek i motywującą myślą, że trzeba żyć dalej. Zostawić wszystko za sobą i żyć dalej z podniesioną głową. Tak, jest Hanatarą Hasuno, przeżyła nienawiść swojej rodziny do niej, przeżyła śmierć swojej matki i odejście przyjaciela z wioski, więc i to przeżyje.
Zeszła na dół i zakładając buty poczuła na sobie palące spojrzenie czarnych oczu.
- Co? - zapytała nawet nie patrząc na Itachiego, tylko zajęła się sznurowaniem drugiego buta.
- Wychodzisz - powiedział bez cienia emocji, a Hana nie była pewna co to właściwie miało znaczyć.
- Nie da się ukryć - oznajmiła wstając i spojrzała brunetowi w oczy. Tak, jak z jego głosu, tak z oczu również nie było można nic odczytać. Ten, co powiedział, że dusza człowieka przejawia się w o oczach był albo idiotą, albo nie znał klanu Uchiha... - To... Pa - dodała po chwili i zasalutowała. Później wydało się jej, że to była czysta głupota, ale cóż... Stało się, a ona miała już tytuł doktorski z robienia z siebie idiotki.

Szła przez uliczki wioski Uchiha nie zastanawiając się nad niczym szczególnym. Itachiego miała już dość, a Zwoju jak nie było tak nie ma. Musi czekać do tej cholernej pełni, aż będzie mogła dowiedzieć się czegoś innego. Tajima raczej nie spieszy się z pomocą... Wręcz przeciwnie. Jakby specjalnie ich tutaj przetrzymywał i zmuszał do uczestnictwa w tym idiotycznym treningu, udawania tego idiotycznego małżeństwa i w ogóle do robienia z siebie idiotów.
Hana nagle poczuła nieodpartą ochotę zapalić, ale nie wzięła ze sobą papierosów. Westchnęła zrezygnowana i zmierzwiła, i tak już rozczochrane włosy. Nigdy jakoś nie przejmowała się swoim wyglądem. Dla niej wystarczyło po prostu nie śmierdzieć i już było dobrze. Inne dziewczyny godzinami układały włosy, nakładały makijaż... A Hana... No cóż... Mina czasami mówiła jej, że spodziewała się chłopca, a nie dziewczynki, którego nazwałaby Han. A tu niespodzianka!
Nagle obok dziewczyny przebiegła gromadka dzieci około czterech czy pięciu lat. A w głowie czerwonowłosej narodziła się myśl, czy ona kiedykolwiek będzie miała dzieci? Małą rozchichotaną córeczkę albo walecznego synka?
Sama zaśmiała się na myśl o tym. Ona i dzieci? Raczej nieprawdopodobne zestawienie...
Z jej myśli wyrwał ją bardzo ciekawy widok. Mianowicie kątem oka zauważyła, jak Yuki Uchiha obściskuje się z Izuną Uchiha. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy wymiotować z obrzydzenia... Kiedy stała tak rozdarta na środku ulicy uderzył ją inny fakt, tak mocny, że omal nie ścięło ją z nóg.
To nie był Izuna!
O rzesz... 
Jednak czerwonowłosa nie zareagowała. Oddaliła się najszybciej jak mogła, nie wzbudzając jednocześnie podejrzeń.
A to głupia szmata... Pomyślała czując narastający gniew. Miała ochotę tam wrócić i skręcić kark tej wywłoce, ale postanowiła się zachować się z klasą. To nie jej sprawa, więc nie powinna się wtrącać.
Chociaż miała taaaką ochotę!

Po jakiejś godzinie błąkania się bez celu postanowiła wrócić do domu. Kiedy przekraczała furtkę jej zapuszczonego ogródka z jej domu wychodził Tajima.
- Dobry wieczór, Godai-san - powiedział brunet mijając dziewczynę, której wszystkie kolory odpłynęły z twarzy.
Po pierwszej fali szoku Hana sprintem pokonała odległość dzielącą ją od budynku. Wpadła do środka jakby przynajmniej stado rozwścieczonych wilków ją goniło. Itachi ciągle stał w przed pokoju pogrążony w swoich myślach, kiedy czerwonowłosa dopadła do niego i złapała go za koszulę.
- Co on tutaj robił?! - warknęła.
- Może się uspokój - odparł spokojnie łapiąc Hanę za nadgarstki i odsuwając ją od siebie.
- To może ty przestań się zadawać z wrogiem - odpyskowała natychmiast.
- Tajima to wróg? - zapytał sceptycznie.
- Nie widzisz tego?! Specjalnie nas tutaj przetrzymuje jak najdłużej może! - powiedziała pewna swego. Gdyby Uchiha naprawdę chcieli pomóc to by to zrobili, a nie siedzieli w miejscu i przeżywali tą swoją wojenkę. Wystarczy zawrzeć z Senju sojusz (do czego i tak dojdzie) i po sprawie. Niby wszyscy chcą pokoju, ale pogodzić się to nie ma komu. - Czego chciał? - zapytała gniewnie, a Itachi tylko westchnął, czym doprowadził czerwonowłosą do białej gorączki. Jednak mimo wszystko dziewczyna panowała nad sobą.
- Pamiętasz, jak Tajima mówił, że za otrzymaną pomoc będziemy musieli zapłacić? - dziewczyna kiwnęła głową. - Właśnie po, to przyszedł. Wysyła mnie na misję. - powiedział spokojnie, a w głowie Hany zapaliła się lampka.
- Jaką misję? Pewnie jakąś niemożliwą... Być może samobójczą... - zastanawiała się na głos. - O mój Boże! Nigdzie nie idziesz! - krzyknęła, a brunet spojrzał na nią jakby pochodziła z obcej planety.
- Czy ty się o mnie martwisz? - zapytał po chwili.
- Oczywiście, że się martwię! A jak coś ci się stanie? Pomyślałeś o mnie, egoisto?! Co ja wtedy zrobię?!
- Wiesz co? - zapytał Itachi, a w jego głosie pojawiła się czysta irytacja. - Jesteś nie do pojęcia! Raz mówisz, że mnie kochasz, potem odwołujesz i nawet nie dajesz mi dojść do słowa! A teraz?! Co to w ogóle ma być?! Zdecyduj się, bo zaczynam się gubić!
- Gdyby to było takie proste, to już dawno bym się zdecydowała! - krzyknęła.
- Tak? - spytał wyzywająco brunet.
- Tak! - odparła patrząc mu hardo w oczy.
Przez jedną długą chwilę patrzyli sobie w oczy prowadząc niemą rozmowę na spojrzenia. Żadne z nich się wycofało, oboje byli pewni tego, czego chcą. A chcieli jednego. Siebie nawzajem.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo cię nienawidzę - odezwał się pierwszy Itachi. - Jesteś najbardziej nieznośną, rozkapryszoną i rozchwianą psychicznie dziewczyną, jaka w ogóle chodzi po tej ziemi. W tych czasach czy w naszych...
- Och, zamknij się - warknęła przewracając oczyma i wpijając się w jego usta. Gdyby za każdym razem dostawała pieniądze, gdy ktoś mówi, że jej nienawidzi, dzisiaj byłaby już milionerką, a Itachi Uchiha robiłby u niej za ogrodnika. Dość przystojnego ogrodnika, który nieziemsko całuje...

- Ciągle jestem przeciwna - powiedziała zakładając ręce na piersi i opierając się o futrynę. - Oni coś kombinują, mówię ci.
- Możliwe, ale nie mamy specjalnego wyboru - odparł dyplomatycznie Itachi.
- Oczywiście, że mamy!
- Hana, daj już spokój... - mruknął i nachylił się, żeby pocałować czerwonowłosą w pliczek. - Niedługo wracam.
- Nie myśl, że będę tęsknić - odpowiedziała z figlarnym uśmieszkiem.
- Myślę, że będziesz umierać... z braku rozrywki - szepnął ze zwycięskim uśmiechem i jeszcze raz pocałował dziewczynę, tym razem w usta.
Kiedy Itachi w końcu wyszedł, Hana miała dużo czasu na przemyślenia, a miała o czym myśleć.
Minęło już kilka dni odkąd Tajima przyszedł do nich i wysłał Itachiego na misję. Wtedy coś w niej pękło i rzuciła się na bruneta. Od słowa do słowa... Nie chciała tego uczucia, ale ono samo przyszło. Czerwonowłosa próbowała się go pozbyć, stłumić, ale to nic nie dało... Ono ciągle tutaj było, a ona ciągle kochała Itachiego.
Teraz, kiedy już wiedziała, że nic na to nie poradzi, nie czuła smutku. Wręcz przeciwnie, ale wiedziała również, że tutaj mogą być szczęśliwi... Jednak kiedy wrócą do swoich czasów...
Hana postanowiła o tym nie myśleć i skupić na tym, co się dzieje teraz. Postanowiła żyć chwilą. Już zbyt długo czuła się rozdarta między tym, co chciał rozum a tym, co chciało serce.
Tak, czekała ją ciężka przyszłość. Ale nie przejmowała się tym w tej chwili.
Jeszcze chwilę stała i patrzyła na zamknięte za Itachim drzwi z uśmiechem na ustach. A potem poszła do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia.

~*~