sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 13


- Kurwa...
- Gdzie?
- A siedzi obok mnie - mruknęła rozbawiona do Izuny masując sobie palec.
- Bardzo zabawne... - sarknął.
- Prawda? - spytała z uroczym uśmiechem.
Właśnie we dwoje składali jakiś stolik do salonu. Hana, jako córka Sasoriego, miała jako takie pojęcie o majsterkowaniu, więc całkiem nieźle jej szło... do tej pory.
- Dawaj to - warknął wydzierając jej młotek ręki.
- Dobra... - mruknęła po chwili - Daj to profesjonaliście - dodała widząc zmagania bruneta z narzędziem.
- Profesjonaliście? Przed chwilą ten PROFESJONALISTA wbił sobie gwóźdź w palec! - powiedział złośliwie.
- Wcale nie wbił, tylko się uderzył. Mylisz fakty... Może idź do lekarza czy coś? - odpowiedziała z uśmiechem.
Przyzwyczaiła się już do Uchiha. Nie przeszkadzali jej tak bardzo jak wcześniej.
Poza tym, nie mogła nie lubić Izuny. Był typem człowieka, który... Ciężko to było jej wyrazić, ale naprawdę go lubiła. 
- I ty... - urwał.
Czerwonowłosa wiedziała, że chciał powiedzieć jakiś szowinistyczny tekst, ale w porę ugryzł się w język. W ogóle, to przy niej starał się hamować. Rozmawiał z nią normalnie, nie traktował jej... inaczej przez to, że jest kobietą.
Dla niej nie miało znaczenia czy rozmawia z mężczyzną, czy z kobietą. Każdemu okazywała szacunek na jaki sobie zasłużył.
- No? - spytała z błyskiem w oku. Mimo, że lubiła Izunę wkurzało ją to, że kobiety w tych czasach są dyskryminowane. To było bez sensu. Wiele dziewczyn jest świetnymi shinobi, ale zabrania się tego, bo są kobietami? Prababka Hany żyła w tych czasach i (chwała jej za to) dokopała tym, co trzeba zmieniając ten sposób myślenia.
- Wiesz... - zaśmiał się nerwowo - Chyba ktoś mnie woła! - poderwał się gwałtownie, ale czerwonowłosa złapała go za łokieć i posadziła w tym samym miejscu.
- Tani chwyt. Wysil się bardziej - powiedziała chwytając, porzucony przez Izunę, młotek w dłoń i zaczęła wbijać drewniany bolec w małą dziurkę na jednej z desek stolika.
- No, to może... Umówiłem się z taką jedną... - zaczął z uśmiechem pokazywać w powietrzu rysy kobiecej sylwetki... A dziewczyna spojrzała na niego jak na skończonego idiotę.
- No co?
- Gówno - mruknęła cicho - Musiałaby być chyba ślepa, żeby na ciebie polecieć - zażartowała, a brunet udał oburzenie.
- Ja przynajmniej nie musiałem wychodzić za mąż, żeby przytrzymać przy sobie faceta - zripostował.
- No, raczej! Chyba, że jesteś gejem... - spojrzała znacząco na Izunę.
- Chyba ty - burknął zażenowany.
- Raz, jeśli już to lesbijką. Dwa, mam męża, a to już chyba świadczy o mojej orientacji. I trzy, słabiutko... Musisz się jeszcze duuużo nauczyć o potyczkach słownych. Na razie jesteś na szarym końcu - powiedziała z tryumfalnym uśmiechem - Wygrałam.
- Ostatni będą pierwszymi - odpowiedział szczerząc się do niej.
Dlatego go lubiła. Potrafił sam z siebie się śmiać. Miał niewyobrażalny dystans do swojej osoby.
- Co ty? Wierzący? - spytała zdziwiona, ale brunetowi nie dane było odpowiedzieć.
W domu rozległ się trzask zamykanych drzwi i po chwili do salonu wszedł Itachi.
Uśmiechy tej dwójki natychmiast zeszły z twarzy.
Hana czuła się nieswojo w towarzystwie swojego "męża" (przyzwyczaiła się już do faktu, że jest jego "żoną"). Nie dlatego, że był Uchiha... Ostatnio otwarcie nazwało go, jak i całą jego rodzinę, mordercami... Chociaż nie. Przeszkadzało jej to, że jest Uchiha.
W Izunie nie czuła tego. Potrafiła się z nim dogadać i naprawdę lubiła jego towarzystwo.
- No... To ja już będę się zbierał... Cześć wam - powiedział pospiesznie i wyszedł.
No, to bomba...
Czuła się okropnie. Cały dobry humor sprzed chwili wparował. Powoli żołądek  zaczynał ją boleć z tego całego stresu, jakiemu poddawała się na co dzień...
- Więc... Jak było u Tajimy? - spytała cicho nie patrząc na Uchiha.  Zajęła się tym nieszczęsnym stolikiem, żeby ukryć drżenie dłoni.
- Nic nowego - odpowiedział i poszedł do kuchni. 
Raz na kilka dni Itachi (jako mężczyzna) miał spotkać się z głową klanu, żeby omówić sprawy związane z ich powrotem. Na razie wiedzieli, tyle co nic.
Zwój był przechowywany w siedzibie klanu Hasuno, a to był kawał drogi stąd. Oni nie mieszali się w tę wojnę, chyba że sytuacja była naprawdę poważna. Wtedy zawsze stawali po stronie Uchiha...
W każdym bądź razie to Hasuno powinni mieć ten zwój, ale czy naprawdę tak było? Itachi mówił, że został skradziony, ale Tajima nie chciał w to uwierzyć. Kto byłby zdolny przedrzeć się przez klan Hasuno niezauważony?
Wysłał do nich wiadomość z wyjaśnieniami... Teraz tylko czekali no odpowiedź.
To był ich plan.
Czekanie.
Wkurzało to czerwonowłosą, ale nic nie mówiła. W sumie to i tak, nie miała wiele do gadania.
Była kobietą.
Poza tym, jeszcze jedna myśl nie dawała jej spokoju... Tajima powiedział, że za otrzymaną pomoc będzie chciał zapłaty... Co on może chcieć?
Hana obstawiała poznanie przyszłości...
Nagle usłyszała głośny kaszel. Ale nie taki zwykły, jak przy grypie. Ktoś kaszlał jakby miał wypluć płuca. I dochodziło to z kuchni...
Wstała z zamiarem sprawdzenia swoich podejrzeń, ale wtedy odezwał się zdrowy rozsądek:
To nie jest dobry pomysł...
Zignorowała jego radę. Gdzie był, kiedy darła się na Itachiego, że jest mordercą?
Jej zdrowy rozsądek, wcale nie był taki zdrowy...
- Wszystko w porządku? - spytała cicho widząc bruneta nachylonego nad zlewem. Obok niego, na blacie leżała buteleczka z białymi tabletkami...
Gdy czerwonowłosa skojarzyła fakty, omal nie ścięło ją z nóg.
Itachi Uchiha był chory.
I to poważnie, wnosząc po tym, że kaszlał krwią.
- Mogę jakoś pomóc? - spytała przerażona tą sytuacją.
- Tak... Wyjdź - rozkazał zachrypniętym głosem.
No, to teraz ja wkurzył.
Ona przychodzi tutaj, pyta czy wszystko dobrze, czy może pomóc, a ten każe jej spadać.
Miała wyrzuty sumienia po tym, jak nazwała go mordercą, ale teraz? Naprawdę chciała mu pomóc.
I miała głęboko w poważaniu czy on jej pozwoli, czy nie!
- A weź spierdalaj - warknęła podchodząc do niego. Wzięła z blatu buteleczkę z lekami i sprawdziła skład. Brunet chciał zabrać od niej opakowanie, ale w tym momencie znowu zaczął kaszleć... Tym razem mocniej.
Dziewczyna aż drygnęła. Jej pewność siebie znowu wyparowała. Kompletnie nie wiedziała, co ma robić, ale Itachi jej to ułatwił. Wyciągnął rękę po tabletki. Wyjeła jedną i mu podała.
- Nie jestem, kurwa, na odwyku - warknął. Hana po raz pierwszy widziała wściekłego Itachiego.
- A widziałeś jaki to ma skład? Powinieneś brać połówki, bo twój organizm nie wytrzyma! - powiedziała, ale brunet obdarzył ją spojrzeniem, od którego ciarki ją przeszły...
Powoli podała mu buteleczkę.
Hana zauważyła jak połyka sześć tabletek...
- Rozwalisz sobie wątrobę - powiedziała nie odrywając od niego wzroku.
- To moja wątroba - warknął i chciał ją wyminąć, ale mu nie pozwoliła.
- Fakt, rób sobie co tam chcesz ze swoimi organami. Możesz je sprzedać, jak chcesz. Wisi mi to i powiewa, ale dopóki tu jesteśmy, to byłabym wdzięczna, żebyś trochę się, kurwa, ogarnął!
I kto to mówi?
- Jaka szkoda, że perspektywa twojej wdzięczności nie jest dla mnie kusząca - znowu próbował ją wyminąć, a ona znowu mu nie pozwoliła.
- Wiem, że nie mam prawa ciebie pouczać, ale...
- To tego nie rób - warknął aktywując Sharingan.
Czerwonowłosa poczuła, jak ciarki przechodzą ją wzdłuż kręgosłupa i, jak kolana jej mięknął. Aktywował Sharingan... To głupie, ale myślała, że nie zrobi jej tego. W końcu, kiedy darła się na niego nie zrobił tego. W sumie, to po tym odwróciła się od niego i odeszła, ale... Mimo wszystko...
Itachi w końcu wyszedł z tej kuchni, a ona ciągle tam stała sparaliżowana strachem, który po chwili... wparował. Tak po prostu, przestała się bać.
Czego ona od niego oczekiwała? Że będzie jej bronił, jak rycerz na białym koniu?
Tylko jaka szkoda, że bajki się nie spełniają. Nie ma czegoś takiego. Życie to życie. Często dokopie, ale takie jest. I trzeba się z tym pogodzić.
Wyszła z kuchni z zamiarem pogadania z brunetem. Nie chciała na niego krzyczeć, nie chciała nic mu zrobić, chciała tylko pogadać. Pokazać, że się nie boi... Ale czy to, było do końca prawdą?
Wpadła do salonu, ale go tam nie było.
Pobiegła na zewnątrz, na werandę.
Był tam.
Siedział na schodach.
- Nie rozumiem cię - powiedział nawet na nią nie patrząc - Raz, jesteś obrażona na cały świat. Potem, kiedy już myślę, że cię rozgryzłem zmieniasz się. Od tak! - pstryknął palcami - Jesteś wściekła, unikasz mnie. A teraz przyszłaś pogadać... - spojrzał na nią tymi czarnymi oczyma. Było w nich coś hipnotyzującego, nie potrafiła oderwać od nich wzroku...
- Nie przejmuj się tym. Ja też sama się nie rozumiem - powiedziała z uśmiechem i usiadła obok bruneta. Chciała jakoś ukryć to, że tak bezceremonialnie się na niego gapiła.
Raczej niezbyt to wyszło...
- Zauważyłem... - mruknął.
Teraz była jej kolej, ale kompletnie nie wiedziała co powiedzieć, jak zacząć rozmowę... To było dość krępujące uczucie, jednak miała pustkę w głowie. Chciała... przekonać go do siebie? Sprawić, żeby jej zaufał?
Sama nie wiedziała.
- Przykro mi z powodu twojej matki... 
Co?
Zbił czerwonowłosą z tropu. To ONA przyszła do NIEGO porozmawiać o NIM, nie odwrotnie. Jakim prawem zaczął ten temat?
To nie tak miało być.
Nagle poczuła strach. Bała się przed nim otworzyć... Nie, bała się otworzyć przed każdym. Niewielu wiedziało, co czuła po śmierci matki, po tym, gdy Deidara odszedł z wioski, po wypadku...
Nienawidziła się zwierzać. Wszystko co czuła trzymała w sobie. Uważała, że nikomu nic do tego, przez co ona przeszła, więc z nikim nie rozmawiała na swój temat.
Jednak sama zawsze pomagała, gdy była do tego zdolna. Mogła być najlepszym przyjacielem, ale ona sama nie chciała takiego posiadać.
Już raz takiego miała i co z tego wyszło?
- Ta... - mruknęła coraz bardziej spięta.
Nic więcej niemów. O nic mnie nie pytaj. Proszę...
- To dlatego tak boisz się Sharingana? - spytał spokojnie - Ponieważ jeden z Uchiha ją zabił?
Miał głęboki i aksamitny głos... Mogłaby go słuchać do końca świata.
Czerwonowłosa podświadomie czuła, że Itachi wcale nie jest... zły? Nie, to głupie słowo. Jednak Hana poczuła w nim... coś.
Gdzieś głęboko w nim drzemało skrywane przez niego cierpienie, które czerwonowłosa poniękąd rozumiała.
- Wcale nie boję się Sharingana - skłamała. W sumie to, co miała powiedzieć? "Tak. Cholernie się go boję. Proszę, wykorzystaj to przeciwko mnie."?
Brunet uśmiechnął się z politowaniem.
- Widzę właśnie. Na przykład, kiedy po raz pierwszy rozmawiałaś z Tajimą. Byłaś bledsza niż zwykle. Niemal przezroczysta. A dzisiaj... omal nie zemdlałaś... - to ostatnie wyszeptał - Przepraszam.
- Wybaczam. Znaj mą dobroć - powiedziała wesoło, żeby rozluźnić atmosferę.
Nie lubiła ciężkich rozmów. To było dla niej zbyt stresujące.
Podczas pogrzebu Miny, każdy składał jej kondolencie, każdy chciał z nią porozmawiać, żeby poczuła się lepiej. Nagle wszyscy chcieli z nią rozmawiać, o tym, jak jej musi być teraz ciężko... Mówili, tak jakby wiedzieli przez co przechodzi. Niektórzy wiedzieli, ale... Hana nie lubiła rozmawiać.
Lubiła natomiast samotność. Z nikim nie trzeba się użerać, nikt o nic nie pyta...
- Więc, co chcesz wiedzieć? - spytał po chwili ciszy.
- Hmm?
- Nie przyszłaś tutaj bez powodu, prawda? - poczuła na sobie jego badawcze spojrzenie.
- No... Przyszłam... Nie wiem - zaśmiała się nerwowo, a brunet badawczo ją obserwował.
Pewnie myśli, że jestem idiotką...
Niewiele się myli.
- Dobra! - wyprostowała się gwałtownie - Więc... To nie moja sprawa, ale... Jesteś chory i...
- I tyle. Jestem i już - powiedział twardo.
- Dobra...
Nie chciała drążyć tematu, który był dla niego ciężki. Sama miała kilka takich i nie lubiła, gdy ktoś je poruszał. Nie ma sensu zmuszać kogoś do zwierzeń, kiedy ten ktoś ewidentnie nie ma na to ochoty.
- Teraz moja kolej - oznajmił. Hana wyczuła w jego tonie głosu zadowolenie.
- Ale, że co?
- Teraz ja zadaję ci pytanie - powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- To my gramy w pytania...? - spytała i uśmiechnęła się - A co tam. Dawaj!
- Więc... Twój ulubiony kolor? - uśmiechnął się i spojrzał na nią oczekując odpowiedzi.
Serio? Pyta o kolor?
Zdziwiła się. Mógł zapytać o wszystko, a wybrał kolor?
- Chyba żółty..., ale nie mogę go nosić, bo nie pasuje mi do włosów - odpowiedziała bawiąc się jednym z czerwonych kosmyków. 
- To dlatego pomalowałaś barierkę na żółto... - mruknął patrząc na barierkę.
- Masz z tym jakiś problem? - powiedziała udając groźnego goryla.
- To jest twoje pytanie? - zażartował.
- Nie! Czekaj, muszę pomyśleć.
Chciała go zapytać o tyle rzeczy...
Dlaczego dołączył do Akatsuki?
Dlaczego wymordował Uchiha?
Dlaczego zostawił brata?
Co wtedy czuł?
A jak teraz się czuje?
Miała dużo pytań w tym stylu, ale zrezygnowała z nich.
- Jaka jest twoja jedna ulubiona potrawa? - spytała.
Zabawne, jak szybko można zmienić nastawienie do jednej osoby. Godzinę temu bała się go i nienawidziła, a teraz gada z nim, jak z przyjacielem... Może za duże słowo, ale nie czuła strachu.
Przyszła do niego pogadać o bardziej... depresyjnych tematach, a skończyło się na tym, że grają w pytania.
Boże, co ja robię ze swoim życiem?
Onigiri z wodorostami - odpowiedział bez zastanowienia.
- To jest jadalne? - zapytała szeptem.
- Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć - powiedział z uśmiechem.
Matko, jaki śliczny... Pomyślała patrząc na niego.
Wiedziała, że chodziło mu, o to ile potrafiła zjeść... A potrafiła...
Ale nie obchodziło ją to. Była skupiona na czym innym...
Nagle usłyszała jakiś chichot... Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła dwie dziewczyny mniej więcej w jej wieku, które gorączkowo szeptały między sobą. Domyśliła się, że chodzi o nią i Itachiego, widząc "ukradkowe" spojrzenia, które rzucały w ich stronę.
Skrzywiła się. Czerwonowłosa nie lubiła być tematem rozmów.
Poza tym, przez nie przestało być tak miło...
- Mamy jakąś kasę? - burknęła.
- Co? - spytał instynktownie - Tak, jest tam gdzie zwykle.
Hana i Itachi nie mieli nic. W sumie, to ich obecne życie zawdzięczali Tajimie. To on dał im ten dom i pieniądze... Wiedzieli, że to nie był bezinteresowne, ale nie mieli innego wyjścia, jak skorzystać z tego.
- Świetnie. Idę kupić papierosy, chcesz coś? - spytała wstając i otrzepując spodnie.
- Nie, dzięki - mruknął. Również wstał i oboje weszli do domu.

To był już drugi raz, kiedy wyszła z domu i udała się na bardziej handlową stronę siedziby Uchiha. Pierwszy był, kiedy razem z Itachim poszli kupić farby i inne takie duperele do domu.
Teraz była sama...
Nie przeszkadzało je to. Jedynie irytowały ją te spojrzenia i przyciszone rozmowy, kiedy inni ją widzieli. Mogła zaszyć się w domu i nigdzie nie wychodzić, ale potrzebowała nikotyny...
I tak już długo nie paliła. Chyba ze... Chociaż nie wiedziała. Już dawno straciła rachubę.
Jak długo tu są? Dwa, może trzy tygodnie...
Przemierzała kolejne ulice dziarskim krokiem z uniesioną dumnie głową. Udawała pewną siebie, chociaż w środku była przerażona. Itachi spytał czy chce, żeby z nią poszedł, ale ona stwierdziła, że da radę.
Trzeba było schować dumę do kieszeni i powiedzieć, żeby szedł.
Ale człowiek mądry po szkodzie.
Gdy znalazła się na pożądanej ulicy zaczęła się uważnie rozglądać i weszła do pierwszego lepszego sklepu, w którym, jej zdaniem, powinni sprzedawać papierosy.
Albo przynajmniej coś podobnego do nich.
Jedyne co czerwonowłosa zauważyła, było to, że sklepik nie był zbytnio duży.
Od razu podeszła do lady i sprawdziła, jakim asortymentem dysponują. Okazało się, że wybór był całkiem niezły.
- Dla męża? - spytał ktoś. Podniosła głowę i zobaczyła mile wyglądającego staruszka.
Przez ułamek sekundy zapomniała, po co tu przyszła.
- A! Tak, poproszę najmocniejsze... - mruknęła lekko speszona.
Gdyby nie pytał, nie kłamałabym. Warknęła w myślach, żeby uciszyć głos sumienia, który nagle postanowił dać o sobie znać.
- Proszę - uśmiechnął się uprzejmie wykładając paczkę - Coś jeszcze?
Czerwonowłosa patrzyła na jakieś butelki. Domyśliła się, że są z piwem...
Kiedy ona piła piwo?
Gwardii wszelki alkohol był zakazany, a za przemycanie go na teren Zabójców były surowe kary.
- I dwie butelki piwa... - mruknęła zastanawiając się, jakie ono może być w smaku.
- Jakiego?
- Najlepszego - odpowiedziała.
A co będzie sobie żałować? Miała okazję spróbować historycznych wyrobów i zamierzała z tego skorzystać.
- Jestem Akihisa Uchiha. Miło mi poznać naszą nową gwiazdę - powiedział szukając pożądanych butelek.
- Gwiazdę?
- No, tak. Wszyscy mówią o synu i synowej Masatake. Podobna robicie remont jego domu? - spytał pakując jej produkty do torby.
Czerwonowłosa dopiero po chwili skojarzyła fakty. Masatake Uchiha był niby ojcem Itachiego, a ona żoną jego syna...
- Ta... dzisiaj skończyliśmy - mruknęła ostrożnie.
- To dobrze. Dom Masatake stoi pusty od jego śmierci... Szkoda go, włożył tyle pracy w jego budowę - sprzedawca uśmiechnął się ciepło - Po za tym nie wiedziałem, że ma syna.
Nic nie odpowiedziała uśmiechnęła się tylko z przymusu. Chciała, jak najszybciej stąd wyjść, ale po chwili poczuła boski zapach pieczonego jedzenia...

Wracała do domu zajadając bułeczkę, którą kupiła w sklepie pana Akishisy. Okazało się, że jego żona je piecze i sprzedaje. Od razu kupiła wszystkie, zaskarbiając tym samym sympatię tego małżeństwa. Zresztą ona też ich polubiła. Staruszek sprzedawał papierosy i piwo (pewnie coś jeszcze, ale Hana nie zwróciła na to uwagi), a jego żona piekła najlepsze bułeczki od słońcem.
I jak ich nie lubić?
Poza tym, byli bardzo mili. Nie wypytywali zbytnio o jej historię życiową i nie naciskali na nią...
Nagle ktoś wpadł na czerwonowłosą wydzierając ją z zamyślenia.
- Heh... Co za strata... - mruknęła patrząc na bułeczkę, która wpadła jej z ręki i skończyła na ziemi - Patrz jak łazisz - warknęła patrząc na sprawcę tego wydarzenia.
Przed nią stał Madara Uchiha.
- Dobrze, że na mnie wpadłaś - zaczął dość sympatycznym tonem...
- Ja na ciebie? - spytała unosząc jedną brew.
- Mam do ciebie... Znaczy do ciebie i Itachego sprawę.
Nagle czerwonowłosa poczuła się totalnie zignorowana. Jakby wcale jej nie słyszał.
Teraz Madara powinien rzucić jakiś bezczelny, szowinistyczny tekst, a on co?
Poza tym, od kiedy on taki milutki?
- Mianowicie? - burknęła. Była lekko zbita z tropu jego miłym tonem.
W czasie ich znajomości Madara odnosił się do niej, jak do gorszej. A teraz był nastawiony przyjaźnie?
Chyba coś nie bardzo.
Pewnie Tajima mu kazał... Odezwał się zdrowy rozsądek.
- Od jutra zaczynacie treningi. Razem ze mną i Izuną... - powiedział i spojrzał na Hanę, jakby oceniał czy się nadaje.
Jego zdaniem, pewnie nie.
BO JEST KOBIETĄ.
- Słucham? - spytała nie rozumiejąc.
- Słyszałaś - warknął. I tyle po miłym Madarze.
Dziewczyna wiedziała, że był wściekły. W końcu będzie z nim trenować dziewczyna. Słaba, bezbronna dziewczyna...
W tym momencie Hana obiecała sobie, że jak będzie mieć okazję to da mu w mordę.
A ta okazja zbliżała się wielkimi krokami...

~*~

Dziękuję za wszystkie wejścia, komentarze i obserwowanie. Naprawdę się cieszę, że ktoś to czyta.
Jeszcze raz wielkie dzięki :)
Poza tym, na blogu pojawiło się już ogłoszenie, że teraz mogę się trochę spóźniać z nowymi rozdziałami... Bardzo za to przepraszam, ale naprawdę mam mało czasu na pisanie...
I na koniec.
Jak już powszechnie wiadomo, zaczęły się wakacje, więc życzę wam udanego odpoczynku :)
Pozdrawiam :)

10 komentarzy:

  1. Super, że pojawił się nowy rozdział :)
    Intryguje mnie, co takiego może chcieć od nich Tajima za pomoc. I szowinistyczny Madara. Właśnie takiego go sobie wyobrażałam za młodu. Jako wrednego szowiniste.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tajima dużo rzeczy chce. Ale co konkrtnie, od Hany i Itacheigo? Wkrótce się okaże ;)
      Ja również Tak wyobrażałam sobie Madarę :) Nie wiem dlaczego, ale pasuje mi to do niego.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Wow *.* Świetny rozdział!
    Szkoda, że następne będą się pojawiać rzadziej, ale kazdy ma swoje życie osobiste itd.
    HahaI Itachi..., hm, nie wiem co o nich powiedzieć, bo mega mnie zaskakują oboje..
    Ale na co chory jest Itachi?! On nie może umrzeć, więc co to za paskudstwo?
    Heh, Madara. Nie do przebicia. I jeszcze treningi?
    Robi się ciekawie. Czekam na next.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hana i Itachi... Fajnie, że Cię zaskakują... Mam nadzieję, że pozytywnie :)
      W mandze było pokazane, jak Itachi kaszle krwią (np. podczas walki z Sasuke). Nie było powiedziane na co jest chory, ale chciałam wykorzystać ten motyw.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Izuna pełni rolę takiego rywala dla Itachiego, łasiczko strzeż się xD cicha woda brzegi rwie, on chyba nie do końca uczciwie gawqorzy z Haną, oby mu jakoś totalnie nie zaufała - bo mam mimo wszystko jakieś złe przeczucia :P No i ten, jak się zmył, kiedy szanowny małżonek się zjawił :P Hehe, tak ma być, powinien się bać :P w końcu jest podejrzanie za blisko Hany - taki kochanek xD
    Itachi i to jego choróbsko, no ja go nie rozumiem, żona saię wręcz powinna martwić, zignorowała nawet głos rozsądku - głupek nie docenia tego... cóż, pochodzi z szowinistycznego klanu, pewnie uważa, że kobiety nie mają czegoś takiego, jak rozsądek :P No, ale wracając... ten jeszcze ją straszy tym sharinganem, ciul jeden >,<
    Ale, ale... scenka na werandzie była mega urocza :D to jak grali w pytania, a Hana zamiast wyjechać mu z tymi pytaniami to zadała jakieś beztroskie - awww ♥ w ogóle coś mi mówi, że będzie mu kiedyś to danie gotować :D ale pewnie nie wyjdzie - zobaczymy czy mam racje xD i w ogóle miło,. jak oni się do siebie tak zbliżają :D przez taką pierdołę xD
    Hana na zakupach i już z Itasia jest palacz i alkoholik xD dlaczego nie xD Hana chyba za robienie mu takiej opinii będzie spać na kanapie, albo gorzej... z nim :P :P ale ciekawe czy ten "teściu" będzie miał jakieś większe znaczenie w "małżeństwie" ItaHany ^^ ciekawe, ciekawe :)
    Madara XD no, wystarczy tylko byś napisała wzmiankę o nim, a chce mu się wjebać, jak ty to robisz xD och, Hana na niego wpadła... może mu trzeba okularów xD jestem za, niech mu daje po mordzie xD w ogóle... trening? ciekawe kto kogo będzie trenował... będzie szach-mat Madaro! czuję to xD
    No to tyle ode mnie, komentarza szału nie robi, ale ostatnio jedynie w necie jestem na komórce lub tablecie, dlatego też mam zaległości, przepraszam najmocniej!
    Pozdrawiam ciepło ;* ;)
    weny, ochoty i CZASU :D :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izuna kochankiem Hany...? Szczerze przyznam, że nie myślałam nad... tym. Ale teraz jak rzuciłaś pomysł... Nie wiem, nie wiem ;)
      Itachi chce ją sprowokować, żeby Hana była jego sexi pielegniareczką w przykrótkiej spódniczce :D O to chodzi xd
      Ludzie w ogóle zbliżają się do siebie przez pierdoły i oddalają się, też przez pierdoły. Wszystko co się dzieje jest właśnie przez pierdoły :)
      To z Hany jest palacz i alkoholik... chociaż z Itacheigo pewnie też... Z taką żoną? Czemu nie, nie? Zaczynają się demoralizować ;)
      Madara... No, zobaczymy, zobaczymy... Kto komu da po mordzie... Nie chcę nic zdradzać ;)
      Dziękuję za komentarz :) Może tobie się nie podoba, ale mi bardzo :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Ahhh jak slodko? Biedny Itachi, tu tez jest chory... mam nadzieje ze na koncu opowiadania go nie usmiercisz... chce szczesliwe zakonczenie,o !xd ogolnie to mega mi sie wszystko podoba. Niech da popalic Madarze, kobieta potrafi, a co!
    No, czekam na dalsze czesci, pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam tego zmieniać... W Mandze był chory i chcę jak najbardziej trzymać się faktów z Mangi... Co prawda trochę już pozmieniałam to, ale... pozmieniałam :)
      Również pozdrawiam :)
      PS. "tu też"?

      Usuń
  5. Itachi dość srogo się odzywa i zachowuje w stosunku do Hany, no niefajnie. Ja mam nadzieję, że ty mi go tutaj nie uśmiercisz czy coś, zaraz jak się rozwinie coś między naszym małżeństwem :c Właśnie, kiedy coś wyniknie z ich relacji, co? :D
    Podoba mi się Hana alkoholiczka i palaczka - nie wiem czemu, ale jej to pasuje :3 I ci mili staruszkowie, całkiem spoko ^^
    Tylko ostatnia scena mnie zaniepokoiła... Ale to już chyba wina Madary - nie lubię go :x
    Pozdrawiam,
    Foyu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Itachi i Hana... Ich relacje wkrótce się zmienią, wiesz co mam na myśli... ;)
      Mi też to do niej pasuje. Jakoś tak sobie ją wyobrażam...
      Madara... On jest postacią, której nie da się lubić... Znaczy staram się, żeby tak było na potrzebę opowiadania ^^"
      Pozdrawiam :)

      Usuń