Hana pakowała swoje rzeczy do podręcznego plecaka, kiedy do jej pokoju wpadła zdyszana Shioko.
- Szczoteczka! - krzyknęła i pobiegła do łazienki. Czerwonowłosa
cieszyła się, jak cholera z tego małego luksusu jakim była prywatna łazienka.
Warto było awansować na kapitana, chociażby z tego powodu, żeby nie korzystać z
publicznej na korytarzu.
Bycie dowódcą
oddziału niesie, jednak jakieś korzyści… Pomyślała uśmiechając się do
siebie.
Po kilku sekundach brunetka wyszła z łazienki z różową szczoteczką do zębów w ręce.
- Hana-san? - zaczęła poważnie czarnooka.
-No? - Hana przeniosła wzrok z czarnego stanika na Shioko.
Czerwonowłosa była lekko zaskoczona oficjalnym tonem brunetki, która zawsze
była wesoła i często urządzała różne sceny dla zabawy. W jej umyśle zaświeciła
się czerwona lampka oznaczająca ciężką rozmowę. Swojego czasu ta lampka wcale
nie gasła…
- Weź bikini, bo będziemy polować na facetów! - krzyknęła
wesoło i tanecznym krokiem wyszła z sypialni Hany. Czerwonowłosa odetchnęła z
ulgą i znowu uśmiechnęła się do siebie.
Co z nią jest nie
tak?
W tej samej chwili drzwi lekko otworzyły i pojawiła się
czarna czupryna Shioko.
- A wiesz, że osoby, które noszą czarną bieliznę chcą
uprawiać seks? - spytała śmiertelnie poważnym tonem. Hana rzuciła w nią
stanikiem, który trzymała w ręku, ale ta spodziewała się tego ataku i
natychmiast zniknęła zatrzaskując drzwi.
- Na wszystko! - krzyknęła wesoło Shioko mocząc nogi w
podziemnym jeziorze.
Znajdowały się przed Siódmym Wejściem Gwardii.
Czerwonowłosa odkąd została kapitanem zawsze tutaj zbierała swoją drużynę. To
było jej ulubione miejsce w organizacji, ponieważ było… no, po prostu piękne.
Czerwonowłosa potrafiła docenić piękno. Bądź co bądź jej ojciec był artystą,
szurniętym, ale zawsze artystą.
Znajdował się tutaj podziemny wodospad z niewielkim
jeziorem, a niebieskie światło odbijało się na ścianach pomieszczenia.
Sprawiało to niesamowity widok.
Poza tym, był tu jedyny
większy zbiornik wody w całej siedzibie Gwardii, a brązowooka kochała wodę. To
był jej pierwszy żywioł jaki opanowała…
Czerwonowłosa dziewczynka siedziała przy biurku w swoim pokoju zawzięcie pisząc pracę domową. Nienawidziła tego robić i unikała ich jak tylko mogła, ale życie nie jest takie proste.
W końcu jej sensei zagroził, że jeśli nie przyniesie
zaległych wypracowań to nie zda na następny rok.
Jak można tak grozić ośmioletniemu dziecku? Opowiedziała
o tym swojej matce. Ta jednak, zamiast wesprzeć, opieprzyła ją, za to, że olewa Akademię Ninja.
Kazała w ciągu jednego dnia nadrobić wszystkie zaległości.
- Sadyści… Sami sadyści… - mruczała pod nosem. Właśnie kończyła pisać wypracowanie na temat historii dowolnie wybranego
klanu. Wybrała klan Uchiha… Raczej jej matka wybrała za nią, a ona
nie protestowała. Było jej wszystko jedno o czym napisze. - I… Koniec!-
krzyknęła z nieukrywaną satysfakcją. - Jeszcze tylko cztery… - powiedziała
zrezygnowanym głosem i uderzyła czołem o blat biurka. - To takie
niesprawiedliwe…
Nagle coś poczuła. Jakby dym…
Wstała gwałtownie i wybiegła na korytarz.
Uderzył w nią smród dymu i spalenizny. Zakaszlała i zasłoniła
nos swoją koszulką. To nie była dobra ochrona, ale jakaś zawsze. Gdy zbiegała
po schodach czuła jak zaczyna ją piec gardło. Znowu zakaszlała, tym razem mocniej zdzierając sobie boleśnie gardło.
Na parterze było gorzej. Dym zasłaniał jej pole widzenia.
Widziała tylko ten popieprzony dym i czerwonopomarańczowe plamy ognia. Ona sama nie
była wstanie ratować domu przed pożarem. Miała tylko osiem lat. Co w takiej
sytuacji może dziecko?
Uciec.
To było jedyne wyjście.
Gdyby mogła kontrolować ogień… Ale nie mogła. Nie mogła
kontrolować żadnego żywiołu.
Członkowie rodziny Hasuno mają specyficzne Kekkei Genkai - Gogyō.
Dzięki niemu potrafią kontrolować ogień, wodę, ziemię, błyskawicę albo wiatr bez użycia
pieczęci. Pierwszy element jakim potrafi się władać pojawia się od kilku
dni do kilku tygodni po urodzeniu. Każdy członek klanu, nawet ten najmłodszy,
potrafi jakiś kontrolować, przynajmniej jeden (rzadko rodzi się ktoś, kto umie
władać wszystkimi pięcioma żywiołami). Za umiejętność kontroli nad żywiołem
odpowiada pewien gen, który pokazuje się zaraz po urodzeniu jako tatuaż na
całej prawej ręce. Co prawda, rodzą się tacy, którzy nie mają tego genu, ale
wtedy nie jest się pełnoprawnym członkiem klanu.
A Hana urodziła się z tatuażem. Miała gen, ale nie
potrafiła władać żadnym elementem. Miała spore, lekko mówiąc, nieprzyjemności z
tego powodu…
Ale nie musiała widzieć, żeby wiedzieć, w którym kierunku są
drzwi… i ratunek. To był jej dom. Wychowała się tu i znała każdy kąt jak
kieszeń swoich spranych dżinsów.
Chciała do nich pobiec, ale nagle przed nią runął
nadpalony strop sufitu, który podpalił dywan. Przed twarzą dziewczynki buchnął ogień.
Krzyknęła.
Zaczynała panikować, co wcale nie było dziwne. Jedyną
drogę ucieczki blokowała paląca się belka drewna.
Spalę się tu!
Krzyczała w myślach i nawet nie zauważyła, że mimowolnie wdycha jeszcze więcej
dymu.
Cofnęła się przed żarem smagającym ją po całym ciele.
Przewróciła się, gdy poczuła na swojej bosej stopie malutki jarzący się
węgielek.
Znowu krzyknęła.
Czerwonowłosa czuła piekące łzy w oczach, które otarła
wierzchem dłoni. Spojrzała w bok. Co prawda połowa salonu paliła się żywym
ogniem, ale nie miała innego wyjścia. Wstała z podłogi i pobiegła do salonu
ignorując ból w poparzonej stopie. W tym samym momencie usłyszała jakieś krzyki
na zewnątrz. Nie potrafiła odróżnić słów, ale rozpoznała głos swojego
przyjaciela, Deidary.
Nagle ją olśniło.
Kuchnia! Przecież
tam też są drzwi! Krzyknęła w myślach szczęśliwa.
Wbiegła do pomieszczenia i stanęła jak wryta. Nie było tu wiele
dymu, ale był ogień. Wielki.
Hana nie potrafiła się ruszyć. Stała tam i patrzyła jak
zaczarowana na gorące języki, które ciągle rosły i rosły pochłaniając wszystko
wokół. Była sparaliżowana do momentu, gdy mignęła jej w oczach jakaś brudna
twarz na zewnątrz. Na początku myślała, że ma zwidy z powodu dymu, który
wdychała, ale nie.
Te jadowicie niebieskie oczy rozpoznałby wszędzie.
Kei Hasuno. Przystojny brunet, duma wielkiego klanu
Hasuno oraz znienawidzony kuzyn czerwonowłosej. Nienawidziła go całą sobą nie dlatego,
że była zazdrosna. Wcale nie o to chodziło. Mógł być sobie geniuszem i przyszłą
głową rodziny, w której wszyscy składają nadzieję. Nie dbała o to. Było jej
wszystko jedno kim on w przyszłości będzie. Na razie był tylko rozwydrzonym
szczeniakiem.
Nie mogła na niego patrzeć dlatego, że przyczepiał się
jej na każdym kroku, gdy tylko ją zobaczył od razu miał coś do niej. Głównie
to, że była bękartem i nie potrafiła kontrolować żywiołów, w przeciwieństwie do
niego. Prześladował ją jak tylko mógł. Hana już powoli nie dawała sobie z nim
rady. Nie raz biła się z nim, i zwykle to ona wygrywała, ale wina za wszystko
zawsze spadała na nią.
To czerwonowłosa była czarną owcą rodziny...
Stał i przerażony obserwował rozprzestrzeniające się
płomienie, nad którymi nie potrafił zapanować. Hana już wiedziała, że to on wzniecił ogień. Sam powód, że tam był
znaczył już o jego winie.
Brązowooka poczuła rosnącą wściekłość.
Gdy wbiegła do kuchni w pierwszej chwili odebrało jej
mowę. Była pewna, że tu spłonie. Nie mogła wrócić do salonu, ponieważ ogień w
jednej chwili otoczył ją i zablokował odwrót. Była w pułapce i czuła jak jej
mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Zaczynało brakować tlenu.
W jednej chwili wszystko się zmieniło, gdy tylko
zobaczyła jego twarz.
Poczuła niesamowitą wściekłość i adrenalinę pulsującą w żyłach.
Stała oparta o zlew, który dopiero teraz zauważyła. Odkręciła
kran, modląc się, żeby szalejący ogień nie uszkodził instalacji hydraulicznej.
Nie uszkodził!
Hana włożyła rękę pod wodę i cofnęła ją, kierując tym
samym strumień na pożar. Woda z wielką siłą chlusnęła na płomienie i zrobiło się
odrobinę chłodniej. Nie była tym wstanie ugasić płomieni, ale nawet nie o to
jej chodziło. Zależało jej na tym, żeby chociaż trochę osłabić pożar w okolicy
wyjścia.
Czerwonowłosa nawet nie zwróciła uwagi na to, że bez
problemu kontroluje wodę. Robiła to instynktownie. To działo się właściwie samo, bez jej większego
udziału…
Jej chodziło tylko o to, żeby stąd uciec i zamordować
własnego kuzyna.
Gdy ogień zmniejszył się wybiegła na dwór. Poczuła jak
wieczorne powietrze smaga jej twarz. To było przyjemne uczucie, ale nie
zwracała uwagi na to, że znowu może swobodnie oddychać.
Była zaślepiona furią. Rzuciła się na Keia, który ciągle
stał sparaliżowany i patrzył na ogień. Zaczęła go okładać pięściami. Siedziała
na nim okrakiem i z każdą chwilą jej ciosy był silniejsze. On sam, nawet się
nie bronił, co Hana chętnie wykorzystała.
Po chwili czerwonowłosa usłyszała krzyki ludzi
zbliżających się do nich. Zignorowała to.
- Hana! Dziecko! Wszystko w porządku?! - pierwsza
przybiegła matka Deidary. Drobna blondynka o dużych niebieskich oczach.
Odciągnęła ją od już zakrwawionego bruneta i zaczęła dokładnie oglądać jej
ciało. Kobieta nawet nie zwróciła uwagi na chłopaka leżącego
nieruchomo na trawie.- Poparzyłaś się gdzieś? - spytała. Hana pomyślała o
stopie, ale przecież nie umierała od tego.
- Nie, proszę pani - burknęła i zobaczyła, że biegną inni
w tym Deidara z ojcem. Resztę znała tylko zwidzenia.
- Wszystko w porządku? - spytał ojciec Deidary kładąc dłoń
na jej ramieniu. Był wysoki i miał brązowe włosy, ale oczy niebieskie, jak cała
ta rodzina.
- Tak, proszę pana - odpowiedział tym samym tonem i
zauważyła, jak mężczyzna patrzy za jej plecy.
- Zabierz ją z stąd - mruknął do swojej żony, a ta
kiwnęła głową.
- Chodź, kochanie… - poszła.
Hana miała wrażenie, że to wszystko dzieje się gdzieś
poza nią. Nagle poczuła jak zbiera się jej na płacz. Cały gniew na bruneta
wyparował. Czuła się pusta. Robiła wszystko mechanicznie. Jak marionetka…
- Tu powinno być bezpiecznie… - kobieta puściła rękę Hany -
Poczekajcie tutaj, dobrze? Zaraz wrócę - uśmiechnęła się ciepło.
- Gdzie idziesz? - dziewczynka usłyszała głos Deidary.
Nawet nie zauważyła, że szedł za nimi.
- Po mamę Hany. Jest w szpitalu, tak? - czerwonowłosa
kiwnęła głową. - Deidara, zostań z nią - powiedziała łagodnie i pobiegła w
kierunku kliniki.
Po chwili stania w zupełnym milczeniu usiedli na
krawężniku przed domem blondyna. Deidara obserwował jak ludzie gaszą pożar, a
Hana patrzyła na swoje bose stopy.
Była mu wdzięczna, że o nic ją nie pytał i w ogóle nic
nie mówił. On wiedział, że i tak czerwonowłosa odpowiedziałaby: „Wszystko w
porządku”, chociaż wcale tak nie było. W końcu połowa jej domu została spalona.
Dziewczynkę naszła dzika myśl, czy jej praca domowa nie
ucierpiała zbytnio. Nie chciało jej się tego od nowa pisać…
- Kei ma przerąbane… - mruknął po chwili blondyn. Hana
spojrzała w kierunku, który wskazywał blondyn. Zobaczyła jak wściekły ojciec
Deidary i inny wkurzony mężczyzna prowadzą gdzieś bruneta. Kei spojrzał w ich
stronę i na moment ich spojrzenia skrzyżowały się.
Czerwonowłosa oprócz odrazy do tej osoby, poczuła również dziką
satysfakcję z tego, że w oczach bruneta dostrzegła błaganie o pomoc.
~*~
Rozdział jest częścią historii głównej bohaterki. Chciałam trochę przybliżyć jej przeszłość. Może zrobiłam przez to błąd, ale cóż... Hana jest specyficzną postacią i chcę, żeby jej osoba była jak najbliżej przedstawiona, dlatego postanowiłam do tej historii wpleść jej retrospekcje.
Jeśli ktoś to czyta, to proszę o komentarz. To nic nie kosztuje, a motywuje do dalszej pracy. Z góry dziękuję :)
Jeśli ktoś to czyta, to proszę o komentarz. To nic nie kosztuje, a motywuje do dalszej pracy. Z góry dziękuję :)
Nadrabiam :D Przepraszam, że tak późno… to przez oglądanie dram :P
OdpowiedzUsuńNo to do rzeczy ^^ Pakowanie, jako początek, n nie jest to najulubieńsza czynność xD nigdy nie wiem, co zabrać, ile zabrać i w ogóle xD och, czarny stanik oznacza chcicę? xD no to spoko… wiadomo czego nie zakładać na pierwszą randkę xD xD fajną ma tą koleżankę xD z takimi życie nie jest nudne xD no i bądź co bądź polują na facetów xD w każdym kontekście wypada się ładnie ubrać xD
Ta retrospekcja, mnie się bardzo podobała x) nie uważam żebyś popełniła z tego powodu błąd, przeciwnie ;D no i w sumie bardz ciekawe wspmnienie, ciekawe czy opanowała inne żywioł oprócz elementu wody ;) tak się zastanawiam czy ten jej kuzyn tak serio specjalnie i z nienawiści chciał ją podpalić czy dokonywał takiego impulsu, aby się przełamała i nauczyła kontroli? To by w sumie tłumaczyło to jego przerażenie gdy była w środku i żadnej obrony, gdy go tłukła… hm ;) ;) Och, no i zna się z Deidarą, jak miło, to taki dobry kumpel znaczy zawsze mam go za takiego pozytywnego ludzia xD no w każdym razie, ciekawe jak się zajęli jej kochanym kuzynem? Bo w sumie jednak jest podejrzanym.
Kurczę, nie wiem co jeszcze mogę napisać, a więc tyle z mojej strony ^^
Życzę dużo weny, czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam :D
Na początku ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej. Potem stwierdziłam, że taki będzie lepszy, a później znowu miałam wątpliwości... W każdym bądź razie ciesze się, ze Ci się podoba :)
UsuńCo do stanika, kiedyś przeczytałam coś takiego w internecie i wryło mi się w pamięć ;)
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :)
Twój blog został pomyślnie dodany do spisu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Vanai
http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/
(Notka: Naruciak nr. 291)
Świetny blog! Podoba mi się twój styl pisania :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo :) Cieszy mnie, że ktoś to czyta i podoba mu się to co piszę :) i przy okazji komentuje ;)
UsuńPozdrawiam :)
Zakochałam się w twoim opowiadaniu jest świetne!!! Uważam że wstawienie wspomnień Hany do opowiadania to był genialny pomysł dzięki temu możemy dowiedzieć się czegoś wiecej na temat bohaterki.
OdpowiedzUsuńNaprawdę cieszę się, że Ci się podoba :) Przez te wspomnienia chciałam chociaż trochę przybliżyć przeszłość Hany, bo tak wpleść to w opowiadanie byłoby dość trudne... :)
Usuń